DZIEDZICTWO KULTUROWE
Kolejna edycja plenerowego gotowania.
„Gotowanie w plenerze”, organizowane w gminie Dobre, to już impreza cykliczna. 9 lipca odbyła się czwarta odsłona tej inicjatywy, która ma aktywować, integrować, ale przede wszystkim kultywować kulinarne tradycje.
Fot. Zupa gotowana na żywym ogniu
„Gotowanie w plenerze” to nie tylko gotowanie tradycyjnej zupy, to przekazywanie tradycji Kujaw. Tegoroczną zupą, jaka miała pojawić się w kociołkach na otwartym palenisku była Parzybroda. Kilka słów o samej potrawie. Na Kujawach kapusta często gościła i gości w kuchni. Parzybroda to treściwa i sycąca zupa, swoją nazwę zawdzięcza parzącym brodę długim kawałkom kapusty, które wyciągane z miski zatrzymują się czasami na brodzie. Oprócz kapusty w zupie można znaleźć ziemniaki, marchewkę, pietruszkę, kawałki boczku, koperek i lekką zasmażkę.Fot. Parzybroda w kociołkach
W konkursie na najsmaczniejszą zupę wzięło udział 5 drużyn : koleżanki Renia z Danką, Ochotnicza Straż Pożarna z Bronisławia, Koło Gospodyń Wiejskich z Bodzanowa Drugiego, członkinie zespołu „Kujawioki od Dobrego” oraz przedstawicielki Lokalnej Grupy Działania „Razem dla Powiatu Radziejowskiego”. Nie wszyscy gotujący znali Parzybrodę z rodzinnego domu, były Panie, które po raz pierwszy miały okazję gotować i próbować. Tegoroczne gotowanie znów wymagało niemałego poświęcenia, temperatura powietrza oscylowała w granicach 30⁰C, a wiatr płatał psikusy zawiewając gryzący dym prosto w oczy. Mimo niesprzyjającej aury potrawę udało się ugotować i w niespełna godzinę parujące miseczki czekały na ocenę. Drużyny przygotowując Parzybrodę zastanawiały się już jaka zupa będzie przedmiotem konkursu za rok. Organizator, KGW w Bronisławiu, nie zdradził nazwy , możemy być pewni, że będzie to tradycyjna , kujawska zupa. Komisja wybierając tegoroczną, najsmaczniejszą zupę wzięła pod uwagę nie tylko smak, ale także tradycyjność potrawy. Najsmaczniejszą zupę, która najbardziej przypominała Parzybrodę z dzieciństwa udało się przygotować drużynie KGW z Bodzanowa Drugiego.
Oprócz zupy komisja miała za zadanie ocenić również stoiska. Najciekawsze stoisko przygotowały panie z drużyny „Kujawioki od Dobrego”, które zaprezentowały różnorodne rekwizyty powiązane z regionem .Fot. Stoisko Kujawioki od Dobrygo
Czas gościom umilał lokalny zespół „Bronisławianki” oraz gościnnie zespół instrumentalno-wokalny „Medic -Retro” z Włocławka. Na koniec imprezy atrakcja najbardziej wyczekana , zwłaszcza przez dzieci, pokaz OSP z Bronisławia. W takich okolicznościach przyrody orzeźwiający strumień wody ze strażackiej sikawki był nieoceniony.
Fot. Uczestnicy gotowania w plenerze
Urszula E. Nowakowska
K-PODR w Minikowie
Kujawska róża i włocławski fajans.
Przez dziesięciolecia wiele kuchni, nie tylko polskich, zdobiły fajansowe naczynia o niepospolitych wzorach w kolorze kobaltu lub brązu. Nadal służą w zastawie stołowej lub zdobią ściany i biurka. Talerze, kubki, cukiernice. W 2023 roku przypada 150 rocznica Fabryki Fajansu we Włocławku.
W moim, rodzinnym domu wśród pamiątek znajdują się talerze ręcznie malowane – nagroda z ciechocińskich spotkań z folklorem „Wiosna pod Tężniami”. Pamiątka powstała w fabryce fajansu we Włocławku. Ta ceramika towarzyszyła mi wiele lat, ale dopiero niedawno przyjrzałam jej się dokładniej. Przy okazji obejrzałam wszystkie fajansowe cudeńka w domu, aby sprawdzić, które z nich były wykonane we Włocławku. Każdy wyrób, który powstał we włocławskiej fabryce posiada odpowiednią sygnaturkę. Wizyta w Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej przy ul. Słowackiego we Włocławku była pretekstem, aby obejrzeć wystawę włocławskiego fajansu, który gości tam z wystawą stałą. Włocławskie muzeum posiada ogromne zbiory- kilkanaście tysięcy obiektów fajansowych, od najstarszych, powstałych 150 lat temu, aż do współczesnych. Pomimo tego, że często na przestrzeni mojego życia stykałam się z tą charakterystyczną twórczością, to niepowtarzalność i znaczenie tego rękodzieła odkryłam dopiero po obejrzeniu wystawy i zapoznaniu się z historią fabryki. Wielkim zaskoczeniem były rozmiary manufaktury i zasięg działalności, 120 lat produkcji przeplatającej się z historią miasta. Fajansowe talerze w domu moich rodziców nabrały innego znaczenia. Nie były już tylko pamiątką, ale cząstką wieloletniej tradycji i historii, zamkniętą w ręcznie malowanym fajansie.
Pamiątka rodzinna
Sygnatura fabryki
Sygnatura
Ze zbiorów prywatnych – U. Nowakowska
Ze zbiorów prywatnych – U. Nowakowska
Ze zbiorów prywatnych – U. Nowakowska
Ze zbiorów prywatnych – U. Nowakowska
Ze zbiorów prywatnych – U. Nowakowska
Ze zbiorów prywatnych -U. Nowakowska
Rok 2023 jest rokiem szczególnym dla włocławskiego „Fajansu” . W tym roku mija równo 150 lat od powstania pierwszego zakładu na ulicy Żelaznej ( obecnie Kościuszki). Na przestrzeni lat uruchomiono kilka zakładów, gdzie powstawały słynne i pożądane „Włocławki”: na Kościuszki, Starodębskiej, placu Staszica czy ulicy Płockiej. W najświetniejszych latach pamiątki z fajansu wyjeżdżały do wielu zakątków świata: do krajów Afryki, Indii, Ameryki Południowej, a nawet Australii. Zjeżdżała się rodzina z całej Polski, aby zakupić cudeńka z włocławskiego fajansu. Na przełomie XIX i XX wieku w dwóch równolegle funkcjonujących fabrykach zatrudniano ok. 500 osób. Wyroby fajansowe z Włocławka zdobywały uznanie na międzynarodowych targach i wystawach: w Paryżu, Mediolanie, Wiedniu, Zagrzebiu czy Geteborgu. Wysoki poziom artystyczny fajansowe wyroby zawdzięczały artystom współpracującym z fabryką oraz malarkom pracującym w fabryce. Malarki swoje zdolności mogły prezentować podczas „Biennale Fajansu Włocławskiego” czyli konkursów malowania fajansu . Pierwsze Biennale zorganizowano w 100lecie istnienia fabryki w 1973r. W konkursie brali udział najzdolniejsi. Jury oceniało walory artystyczne oraz pracę twórczą malarek oraz malarzy. Głównym motywem konkursów był motyw ludowy. Zamknięcie przedsiębiorstwa w latach 90tych XX wieku to ogromna strata. Po prawie 120 latach fabryka niespodziewanie zaprzestała produkcji. Przerwano proces naturalnego przekazywania umiejętności wykonywania naczyń, a przede wszystkim ręcznego zdobienia . Na szczęście znaleźli się ludzie, którym los tej niepowtarzalnej ceramiki nie pozostał obojętny. W 2002 roku powstaje nowa fabryka. We Włocławku, na Falbance znów powstaje fajans, a tradycja jest kontynuowana.
Publikacja Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej we Włocławku
Ze zbiorów muzeum-wystawa stała
Ze zbiorów muzeum-wystawa stała
Ze zbiorów muzeum-wystawa stała
Ze zbiorów muzeum-wystawa stała
Ze zbiorów muzeum-wystawa stała
W „Roku 150 lat włocławskiego fajansu”, w mieście odbywać się będą wydarzenia kulturalne, naukowe oraz rozrywkowe poświęcone wyrobom z fajansu. Wystawy, spotkania , konkursy, spacery z przewodnikiem szlakiem „fajansowej” historii, a nawet pokazy mody. Wszystko, aby przypomnieć i promować to, czym miasto mogło się szczycić od drugiej połowy XIX wieku. Te fajansowe cudeńka to nie tylko ceramika codziennego użytku, to bogactwo form i dekoracji, to małe dzieła sztuki. Niepowtarzalna wizytówka wyróżniająca Włocławek na tle innych miast. Częstym motywem, zdobiącym talerze, amfory, solniczki, a ostatnio ceramikę artystyczną w postaci biżuterii jest kujawska róża. Kilka zgrabnych pociągnięć pędzla. Ten ludowy motyw, ręcznie malowany stał się kulturowym znakiem nie tylko wyrobów fajansowych. Kujawska róża wyszła z muzeum i pracowni zdobniczych do szerszej przestrzeni publicznej. Będzie towarzyszyć mieszkańcom oraz gościom w wielu miejscach miasta, jako coś charakterystycznego i nierozerwalnie związanego z miastem, z którego wyrosła, z którego historią się splotła.
Urszula E. Nowakowska
KPODR w Minikowie
Zdjęcia wykonała U. Nowakowska
Źródła:
„Pamiątka z fajansu. W 140. rocznicę powstania przemysłu ceramicznego we Włocławku.” – K. Bandziak Kwiatkowska
https://wloclawek.naszemiasto.pl/- „Róża kujawska będzie promować Włocławek w Polsce i Europie.”
https://www.galeriabwa.bydgoszcz.pl/- „Karolina Bandziak-Kwiatkowska. Nie tylko róża… Fajans włocławski (1945-1991)”
https://bydgoszcz.tvp.pl/- „Fabryka fajansu świętuje w tym roku 150-lecie. Włocławek przygotowuje szereg wydarzeń.”
https://www.wloclawek.eu/- „Rok 2023 rokiem 150 lat fajansu włocławskiego”
Wielkanoc z tradycjami
Zgodnie z zapowiedzią sprzed miesiąca, tym razem przyjrzymy się zwyczajom związanym z czasem wielkanocnym, zarówno tym znanym, jak i mniej znanym. O ile każdy wie, co to dyngus, to już nie wszyscy słyszeli o wybijaniu żuru czy przywoływkach.
Zacznijmy od Niedzieli Palmowej, zwanej też Niedzielą Kwietną lub Wierzbną. Wtedy to ma miejsce obrzęd święcenia palm. Historia palmy sięga zamierzchłych czasów, kiedy w Jerozolimie witano na ulicach Jezusa. Wtedy wykorzystywano do tego celu liście palmowe. W polskiej tradycji z kolei tworzy się kompozycje przy użyciu gałązek wierzbowych („bazie-kotki”) oraz bukszpanu, czyli tych roślin, które dojrzewają o tej porze roku w naszym klimacie. Palma wielkanocna przybiera różne formy w zależności od regionu, w którym powstaje. Na Kujawach było to zazwyczaj kilka lub kilkanaście związanych wstążką gałązek wierzbowych z baziami (czasem także z gałązkami borówki lub trzciny), które gospodyni niosła do kościoła do poświęcenia. Palmy służyły potem do różnych celów, generalnie jednak miały odpędzać „złe moce”: zatykano je za obrazy święte, okadzano nimi krowy przed pierwszym wiosennym wyprowadzeniem na pastwisko, wbijano je na granicy pola jako ochronę przed gradem, zanoszono również na groby w dzień zaduszny. Łykanie bazi zaś miało ustrzec przed chorobami gardła.
W ostatnich latach pojawiły się na Kujawach zwyczaje, których niegdyś tu nie było. Takim jest na przykład przeniesione z innych regionów wykonywanie wielkich palm. Urządzane są wręcz konkursy w parafiach na największą palmę wielkanocną. Te wysokie palmy wyrabiane są tradycyjnie na Kurpiach oraz na południu Polski (okolice Rabki i Myślenic). Palmę kurpiowską wyrabia się z bardzo misternie wykonanych bibułkowych kwiatków. Do ich wyrobu – zgodnie z tradycją – używa się bibuły gładkiej albo karbowanej. Najwyższe palmy, wytwarzane na potrzeby rywalizacji konkursowej, dochodzą do kilkunastu metrów. Zazwyczaj mają one jednak nieco mniejsze rozmiary od półtora do 4 metrów. Palmę kurpiowską twórczynie ludowe często zaczynają robić już zimą, gdyż ze względu na ich rozmiary wymaga to dużego nakładu pracy. Bardzo rozpowszechnione na terenie całego kraju są wyrabiane na masową skalę palmy wileńskie. Są to kolorowe palmy z jaskrawo farbowanych kwiatków, trawek i ziół, które misternie wite w podwileńskich wsiach, sprzedawane były podczas Niedzieli Palmowej przed kościołami Wilna, a także z początkiem marca podczas jarmarku „Kaziuki”. Te charakterystyczne palmy w formie tzw. wałeczków już w latach 30. XX wieku zyskały popularność jako atrybut świąt wielkanocnych nie tylko w Polsce, ale nawet we Francji, dokąd je w dużych ilościach eksportowano. Najprawdziwsze wileńskie palmy to te niewielkie (najwyżej 65 cm wysokości), wite wokół wierzbowego patyczka, z motywem zdobniczym w kształcie spirali czy pasków, z kwiatkami kocanki, krwawnika, tymotki, wiekuistki itp., zakończone wiechą z farbowanej lub naturalnej, szarej trawy mietlicy, zbieranej nad jeziorem Wileńskim. Dobór roślin jest tu nieprzypadkowy, wierzono bowiem, że zapewniają one zdrowie, płodność i siły witalne. Tak więc i tu odnajdujemy symbolikę pogańską, która z czasem zyskuje interpretację chrześcijańską. Dodam tylko, że do posypania głów popiołem w Środę Popielcową, rozpoczynającą okres Wielkiego Postu, używany jest popiół uzyskany ze spalenia palm poświęconych w Niedzielę Palmową poprzedniego roku.
Mało znanym dziś zwyczajem jest wybijanie żuru. Odbywa się ono w Wielki Czwartek. Dlaczego? Tu należy zaczerpnąć trochę wiedzy z dziedziny tradycji kulinarnych. Był to bowiem ostatni dzień gotowania żuru – codziennej potrawy spożywanej na Kujawach, w szczególności w okresie Wielkiego Postu. Zwyczaj ten to symboliczne pożegnanie się z tą codzienną, postną potrawą. Polegał on na oblewaniu żurem drzwi i okien wybranych domów. Dokonywała tego grupa młodzieży męskiej, która w czasie ostatków chodziła „z kozą” (o tym zwyczaju pisaliśmy miesiąc wcześniej). Wybierali te domy, gdzie nie przyjęto ich w czasie tego obchodu. Ponadto powszechnie oblewano drzwi i okna domostw, w których mieszkały młode panny. Najczęściej zamiast żuru używano do tego celu różnych innych nieczystości, takich jak błoto, wapno, brudna woda, mieszanina wody z mąką czy popiołu. Pierwotnie wybijanie żuru odbywało się tak, że rozbijano na progach domów wypełnione nieczystościami garnki gliniane (w zamyśle – żurowniki, czyli te używane do wyrabiania codziennego zakwasu na żur). Słynny etnograf Oskar Kolberg w swoim dziele traktującym o Kujawach pisze: „Na Kujawach zwykle w Wielki Czwartek wybijają żur, to jest: tłuką garnki napełnione popiołem, gnojem, błotem i innemi nieczystościami (niby żurem) o drzwi i okna chałup, a rozbiwszy one, mocno nieraz drzwi i okna popaskudzą.” Z czasem już tylko zamalowywano okna wapnem zmieszanym z gliną, łatwym do zmycia. Był to znak, że post się kończy. Wybijanie żuru zawsze odbywało się w ukryciu, tak aby dziewczęta nie mogły schwytać sprawców. Potem musiały one sprzątać cały poczyniony przez kawalerów bałagan.
A kto z nas słyszał o przywoływkach? Praktykowane były one na terenie całych Kujaw, a także na Pałukach, w wielu wsiach jeszcze w pierwszych latach po II wojnie światowej. W czasach zaboru pruskiego kultywowanie tego obrzędu miało na celu zachowanie tradycji ludowych oraz obronę przed germanizacją. Dzisiaj przywoływki dyngusowe (jest to bowiem wstęp do dyngusu) urządzane są w formie widowiska w dzielnicy Inowrocławia – Szymborzu, która dawniej była oddzielną miejscowością. Przedstawienie organizuje tamtejszy „Klub Kawalerów”, istniejący w formie stowarzyszenia od 1833 roku. Wszystko odbywa się w pierwsze święto wielkanocne, pod wieczór. Młodzi kawalerowie przywoływali wówczas dziewczęta. Wchodzili na drzewo, dach domu lub stodołę i z wysokości wykrzykiwali wierszowanym tekstem ile kubłów wody wyleją na każdą dziewczynę, ile wozów piasku do szorowania i tym podobne… Panienki zaś nasłuchiwały w ukryciu, czy zostaną wywołane i w jakiej formie. Wszystkie one winny być tego dnia wywołane, od pierwszego do ostatniego numeru domu w danej wsi, obojętnie czy ładne, czy „paskudne”. Te mniej lubiane mogły usłyszeć wówczas niepochlebne słowa na swój temat. Jednak jeśli którejś nie wywołano, był to dla niej dyshonor – czuła się ona wyizolowana ze społeczności danej wsi. W połowie XIX wieku uznawano taką dziewczynę za „ciotę” – pomawiano ją, że ma do czynienia z czarami. Wykrzykiwano o wszystkich wadach i zaletach dziewcząt. Chłopcy, którzy już „chodzili” z wybranymi dziewczętami i mieli zamiar się z nimi żenić, opłacali wywołujących chłopaków, aby ci nie wykrzykiwali ich wad. Przy imieniu wywołanej dziewczyny zawsze wymieniano imię chłopca, był to więc również pewien sposób na kojarzenie par. Wymieniony młodzieniec miał obowiązek oblać dziewczynę wodą na drugi dzień rano.
Na koniec kilka słów o śmigusie-dyngusie. Obrzęd ten to zlepek dwóch różnych zwyczajów, a jego geneza sięga pogańskich czasów starosłowiańskich. Według jednej z teorii, słowo śmigus to odmiana staropolskiego wyrażenia śmigać, co oznacza chłostę. Miało ono również, w jednym ze znaczeń, określać zapłodnienie. Przywołuje to inny, dawny zwyczaj, że młode mężatki wychodziły na deszcz, który je śmigał, co miało czynić je bardziej płodnymi. Natomiast pojęcie dyngus najprawdopodobniej wywodzi się z języka niemieckiego od słowa dingen, co znaczy „wykupywać się”. Zygmunt Gloger (historyk, archeolog, etnograf i folklorysta) dostrzegł również podobieństwo do niemieckiego słowa Dünnguss (kałamarz, chlust wody). Dyngusowanie wiązało się ze swego rodzaju kolędowaniem, o czym napiszę poniżej. Sięgając jednak do dalekiej przeszłości doszukamy się, że zwyczaj śmigusa-dyngusa pochodzi z czasów, gdy nasi słowiańscy przodkowie czcili bóstwa przyrody i natury, a w okresie marca i kwietnia organizowali imprezy mające uczcić zwycięską walkę pomiędzy zimą a wiosną. Niewielu wie, że nim chrześcijaństwo zasymilowało ten zwyczaj, podpinając go pod Wielkanoc, były to dwie, zupełnie różne tradycje. Śmigus-dyngus silnie związany był ze słowiańskimi Jarymi Godami, czyli obrzędami mającymi na celu uczczenie nadejścia wiosny. Jedną z tradycji było wówczas, dobrze nam znane, topienie Marzanny symbolizującej zimę. Na Kujawach wstępem do oblewania wodą dziewcząt w Poniedziałek Wielkanocny były, jak pamiętamy, przywoływki. W drugi dzień Świąt Wielkanocnych, od wczesnych godzin rannych, chłopcy oblewali dziewczęta w domu, w obejściu gospodarskim lub na drodze wiejskiej. Lano wiadrami, a nieraz skąpano dziewczynę w stawie. Na drugi dzień dziewczęta oblewały wodą chłopców. W innych regionach, oprócz oblewania wodą, spotykamy się również z tradycją bicia rózgami. Temat przewija się również na Kujawach. Dawniej dotyczył on Wielkiego Piątku. Z samego rana gospodyni podnosiła pierzynę i smagała śpiących jeszcze domowników wierzbowymi lub brzozowymi gałązkami, a nawet jałowcem po nogach mówiąc, że to za „boże rany”. Motyw rózgi i „śmigania” przeszedł również do obrzędowości Poniedziałku Wielkanocnego. Kolędowano wówczas, czyli odwiedzano wszystkie domostwa we wsi, polewano przy tym panny wodą, jak również smagano brzozowymi gałązkami. Od tych atrakcji można było się wykupić (niem. dingen – „wykupywać się”) podarkami w postaci jedzenia i picia. Szczególnie cennym darem były jajka, specjalnie na tę okazję zdobione w wymyślne wzory. Na Kujawach dynguśnikami takimi było zazwyczaj kilku chłopców z biedniejszych domów. Obchodzili oni wieś – kolędowali od domu do domu, w ręku trzymali chorągiewki z papieru lub gałązki brzozowe. Jeden z nich miał koszyk na kolędę. W każdym odwiedzonym obejściu śpiewali tradycyjne pieśni. Dziś teksty i melodie tych utworów prawie całkiem zanikły. Ale zwyczaj dyngusowania od domu do domu jeszcze istnieje w niektórych regionach do dziś. Polewanie wodą zaś to nieodłączny element świąt wielkanocnych praktycznie w każdym regionie naszego kraju.
Mam świadomość, że nie wyczerpałam tematu, a Państwo, Drodzy Czytelnicy, na pewno dopowiedzieliby mi jeszcze sporo szczegółów o tradycjach wielkanocnych w Waszych domach. Przekazujcie je młodszym pokoleniom, aby nie zostały zapomniane! Wszystkim życzę spokojnych, zdrowych oraz tradycyjnych Świąt Wielkiej Nocy.
„Śmigus-Dyngus”, Jan Durkiewicz, Wołuszewo (powiat aleksandrowski), Fot. A. Dykczyńska
Palma wielkanocna kujawska (źródło: q4.pl)
Okno wymalowane wapnem. Fot. muzeum-radom.pl
Anna Dykczyńska, KPODR
Opracowano na podstawie:
– „Folklor Kujaw”, R. Lange, B. Krzyżaniak, A. Pawlak, Centralny Ośrodek Metodyki Upowszechniania Kultury, Warszawa, 197,
– „Ziemia rodzinna to Kujawy”, W. Szkulmowska, Wojewódzki Ośrodek Kultury, Bydgoszcz, 2006,
– https://etnomuzeum.eu/,
– konin.naszemiasto.pl,
– q4.pl,
– naszeszlaki.pl,
– Inowrocław.naszemiasto.pl.
Szydełkowe cuda
W ostatnich latach można zaobserwować zwiększone zainteresowanie społeczeństwa rękodziełem wykonywanym różnymi technikami. Dotychczas było to powszechne, głównie w środowiskach wiejskich. Jednak już dzisiaj można stwierdzić, że prace wykonane ręcznie cieszą się również coraz większym zainteresowaniem na terenach miejskich.
Przez wiele lat ten odłam rzemiosła był lekko zapomniany i uważany za niemodny. Rynek był przesycony sztucznymi ozdobami sprowadzanymi między innymi z Chin. Był to tani i szybki sposób na wyposażenie i ozdobienie domu. Dzisiaj już widać, że prace rękodzielnicze przeżywają swoje prawdziwe odrodzenie. Coraz więcej osób docenia sposób ich wytwarzania. W wielu miejscach są organizowane wystawy prac rękodzielniczych. Świetną okazją do zaprezentowania swoich prac są imprezy targowe organizowane przez Kujawsko-Pomorski Ośrodek Doradztwa Rolniczego.
Dzisiaj chciałabym szczególną uwagę zwrócić na rękodzieło wykonane na szydełku. Prace te były bardzo cenione i obdarzone ogromną sympatią już przez nasze babcie i prababcie.
W kręgach kulturalnych i społecznych zaobserwowano potrzebę zainicjowania spotkań dla sympatyków szydełkowania. W wielu miejscowościach naszego województwa organizowane są czy to przez koła gospodyń wiejskich czy też domy kultury warsztaty i spotkania, na których panie zainteresowane tym nurtem prac wymieniają się wzorami, szydełkują, poznają i rozmawiają na temat nowych technik wykonywania prac, jak i próbują połączyć tradycję z nowymi wzorami. Dzielą się doświadczeniami związanymi z doborem grubości szydełka, rodzaju nici oraz sposobami usztywniania prac. Efektem tych spotkań są przepiękne prace o różnorodnych kształtach i kolorach. Serwety, serwetki, łapacze snów, ozdoby choinkowe, zasłonki, zazdroski, jajka wielkanocne, ale także torebki, zakładki do książek, osłonki na kubki, chusty, kocyki, opaski, ozdoby na spinki do włosów i wiele, wiele innych. Każda z prac nawet mimo tego samego wzoru jest niepowtarzalna i wyjątkowa.
W okresie wielkanocnym ozdoby takie są świetnym pomysłem na oryginalne udekorowanie domu lub mieszkania. Wymyślne świąteczne akcenty cieszą nie tylko nasze oczy, ale dają nam namiastkę długo wyczekiwanej wiosny po mało kolorowej i chłodnej zimie. Modne stało się dekorowanie wiosennych gałązek pracami w kształcie pisanek, zajączków bądź też kurek lub ptaszków wykonanych na szydełku. W kompozycje z wiosennymi kwiatami wplata się ażurowe pisanki. Hitem stały się osłonki czy też czapeczki na jajka zakładane podczas wielkanocnego śniadania. W oknach można zaobserwować szydełkowe gniazdka w kształcie jajek z kwiatami, motylami bądź ptaszkami z kolorowymi wstążkami. Różnej wielkości i kształtu koszyczki, które można wypełnić czym się tylko zechce idealnie udekorują nasz stół. Różnorodność kolorów, kształtów oraz dobór kompozycji nie tylko wprawią w zachwyt, ale i pobudzą naszą wyobraźnię. Powstają coraz to nowsze wzory i kompozycje, więc każdy znajdzie coś dla siebie. Radosnych i kolorowych Świąt Wielkanocnych.
Prace przedstawione na zdjęciach są autorstwa pani Krystyny Juszczyk ze Ślesina.
Tekst i fot. Anna Wojtaszek, KPODR
Jak zrobić eko pisanki?
Naturalne metody barwienia jajek znały i stosowały już nasze mamy i babcie. Naturalne barwniki są zdrowsze dla organizmu, nie powodują alergii i nie zawierają sztucznych dodatków. Barwniki te nawet jeśli przenikną przez skorupkę jajka i je zafarbują, nie wpłyną na smak jajka.
Metoda jest prosta wystarczy rozdrobnić wybrany składnik (barwnik), zalać go 2 szklankami wody, pogotować ok. 20 minut, a następnie dodać 2 łyżki octu. Po tym czasie ugotować surowe jajka w wodzie z barwnikiem. Wydmuszki też warto pogotować w roztworze, dzięki temu szybciej złapią kolor. Można również zanurzyć jajka lub wydmuszki w zdjętym z ognia barwniku. Jednak gorący barwnik intensywniej przenika do ciepłych skorupek. Im dłuższy czas farbowania, tym kolor będzie mocniejszy. Aby uzyskać bardzo intensywny kolor, warto jajka czy wydmuszki pozostawić nawet na całą noc w barwniku. Im krótszy czas i chłodniejszy barwnik, tym kolor będzie bledszy. Jednak jajka muszą być zanurzone w takim roztworze minimum około godziny. Kolory będą się też różnić w zależności od tego, czy do farbowania zostaną użyte jajka o białych czy brązowych skorupkach.
Jak uzyskać poszczególne kolory?
Kolor pomarańczowy: 2 szklanki łupin żółtej cebuli zalać dwiema szklankami wody gotować ok. 20 minut, dodać 2 łyżki octu. Po czym zanurzyć w nim jajka lub wydmuszki. Albo 6–8 marchewek zetrzeć na tarce o grubych oczkach, zalać 2 szklankami wody, pod koniec gotowania dodać przyprawę curry oraz 2 łyżki octu.
Kolor żółty: opakowanie mielonej kurkumy lub curry zalać 2 szklankami wody, gotować, dodać 2 łyżki octu.
Kolor bordowy/czerwony: 2 szklanki łupinek od czerwonej cebuli zalać 2 szklankami wody, gotować, dodać 2 łyżki octu. Im więcej będzie łupin w wywarze, tym intensywniejszy barwnik uda się uzyskać.
Kolor różowy: 4–6 surowych buraków obrać, pokroić w cząstki, zalać wodą gotować, dodać ocet.
Kolor brązowy: 3–4 torebki zwykłej czarnej herbaty zalać dwiema szklankami wody, gotować, dodać ocet. Podobny efekt można uzyskać z 4–6 łyżek kawy sypanej gotowanej z wodą, dodać ocet.
Kolor zielony: barwienie jajek na zielono jest dość trudne, a kolor nie zawsze spełni nasze oczekiwania. Ma to związek z ilością chlorofilu zawartego w roślinie. Jest kilka sposobów, aby uzyskać zieloną barwę jajek, między innymi z pędów młodego żyta, młodej trawy, naci pietruszki, szpinaku, pokrzywy, a nawet kory brzozy. Najlepszy i najbardziej intensywny kolor można uzyskać zrywając naturalnie rosnące młode źdźbła żyta, trawy lub szpinaku – co najmniej 2 ubite szklanki. Zalać wodą, pogotować i dodać ocet. Jeśli pogoda jeszcze nie sprzyja nowalijkom, można posiłkować się liśćmi szpinaku ze sklepowej półki (całe opakowanie). Kolor uda się wzmocnić, dodając zieloną pietruszkę lub korę dębu. Aby jajka uzyskały barwę zieloną, muszą poleżeć w takim barwniku przez kilka godzin.
Kolor niebieski w różnych odcieniach (turkusowy, fioletowy): bardzo wdzięcznym materiałem barwiącym jest czerwona kapusta. Za jej pomocą można uzyskać jajka w różnych odcieniach niebieskiego, turkusu i fioletu. Roztwór z czerwonej kapusty jest wręcz czarodziejski, bo ma kolor fioletowy i zanurzone w nim jajko również barwi się na ten kolor. Dopiero po wyjęciu, jego barwa stopniowo przechodzi w odcienie niebieskiego. Wszystko zależy od czasu moczenia jajek, po około godzinie, jajka będą błękitne i pastelowe. Kilka godzin moczenia da efekt intensywnie niebieskich, czasem wręcz chabrowych. Aby przygotować taki roztwór trzeba pół główki czerwonej kapusty pokroić na drobno, zalać dwoma szklankami wody, pogotować, dodać ocet.
Porady:
– Można się też pokusić o dodatkowy zabieg uatrakcyjniający, a jednocześnie zdobiący jajka. Warto do skorupki przymocować listek pietruszki, mięty, (nie taśmą, ani klejem, gdyż pod wpływem zanurzenia w wodzie odpadnie). Dobrym sposobem jest zawiązanie jajka w cienką rajstopę lub bandaż. Dzięki temu przytrzyma ona listki, a jednocześnie jajko się pofarbuje. Można też jajko przed zamoczeniem w barwniku, fantazyjnie obwiązać sznurkiem czy wstążeczką, dzięki czemu powstaną na nim ciekawe wzory.
– Po zabarwieniu jajek nie pocierać, najlepiej wyłożyć na sitko, aby same obeschły. Kiedy będą suche delikatnie posmarować skorupki kroplą oleju, dzięki temu będą się ładnie świeciły i odbijały barwnik.
Ekologiczne pisanki
Tekst i fot. Magdalena Potulska, KPODR
„Turniej Gospodyń” w powiecie radziejowskim- IV edycja
Kolejna edycja „Turnieju Gospodyń” za nami. 23 marca w świetlicy wiejskiej w Świątnikach gm. Piotrków Kujawski 5 drużyn reprezentujących gminy: Bytoń, Dobre , Piotrków Kujawski, Radziejów oraz Topólka rywalizowało w 6 konkurencjach.
Fot. Organizatorzy Turnieju
Konkurs obejmował różne dziedziny, ponieważ celem Turnieju jest zarówno aktywizacja mieszkańców powiatu radziejowskiego, promowanie środowiska wiejskiego oraz kultywowanie tradycji kulinarnych i kulturowych regionu. Drużyny biorące udział miały pole do popisu: rękodzieło, kulinaria, folklor, promocja gminy oraz zawody sprawnościowe w kuchni. Była też konkurencja niespodzianka z jajkiem w roli głównej – Święta Wielkiej Nocy za pasem. Komisja konkursowa nie miała łatwego zadania, od oceny szydełkowych koszulek na jajka, wysłuchanie przyśpiewek ludowych i opowieści po rozstrzygnięcie , która gospodyni najsprawniejsza w kuchni i turlaniu jajek. Po żywej dyskusji wyłoniono laureatów w poszczególnych konkurencjach:
„Szydełkiem malowane” – za najładniejszą , najbardziej bogatą w ściegi i kompletną koszulkę I miejsce otrzymała gmina Bytoń, wyróżniono gminę Piotrków Kujawski oraz Radziejów.
Fot. Szydełkiem malowane I miejsce
Fot. Szydełkiem malowane
Fot. Szydełkiem malowane
Fot. Konkurencja -szydełkiem malowane
Fot. Konkurencja -szydełkiem malowane
Fot. Konkurencja -szydełkiem malowane
„ Kapliczka z historią w tle”- Bezapelacyjnie najlepszą prezentację, rzekłabym inscenizację, legendy związanej z przydrożną kapliczką odegrała drużyna z gminy Topólka. Wszystkim dech zaparła pełna rekwizytów , kostiumów i ekspresji prezentacja historii. Trup się ścielił gęsto. Wyróżniono w tej konkurencji gminy: Dobre oraz Piotrków Kujawski.
Fot. Konkurencja- Kapliczka z historią w tle Topólka
Fot. Konkurencja -Kapliczka z historia w tle Bytoń
Fot. Konkurencja -Kapliczka z historią w tle Piotrków Kujawski
Fot. Konkurencja-Kapliczka z historią w tle Dobre
„Na kujawską nutę” – w tej konkurencji prym wiodła drużyna z gminy Dobre. Komisja przyznała I miejsce nie tylko za walory artystyczne i elementy stroju ludowego, ale przede wszystkim za prezentację kujawskiej przyśpiewki z podziałem na role: damską i męską, jak to w przyśpiewkach być powinno. Komisja wyróżniła drużyny z Bytonia oraz Piotrkowa Kujawskiego.
Fot. Konkurencja- Na kujawską nutę Dobre
Fot. Konkurencja-Na kujawską nutę Radziejów
Fot. Konkurencja-Na kujawską nutę Topólka
Fot. Upominek Burmistrza Miasta i Gminy Piotrków Kujawski
Fot. Zespół folklorystyczny Piotrkowianie
Kujawskie ucztowanie – dziedzictwo kulinarne to kategoria, której nie mogło zabraknąć w powiatowych zmaganiach. Drużyny zaprezentowały się tym razem „w rytm mazurka”. Komisja, aby rozstrzygnąć tę konkurencję sięgnęła do tradycyjności – wygrał mazurek najbardziej tradycyjny, a nagrodę główną otrzymała gmina Topólka. Oprócz związku z tradycją zaprezentowano ciekawą historię przepisu na tenże mazurek. Wyróżnienia otrzymały wypieki z Dobrego oraz Piotrkowa Kujawskiego.
Fot. Nagrodzony Mazurek Topólka
Fot. Prezentacja mazurków Radziejów
Konkurencja-Kujawskie ucztowanie Piotrków Kujawski
Konkurencja – Kujawskie ucztowanie Dobre
Fot. Konkursowe Mazurki
Zawody w kuchni czyli „Zawody na noże”. Ta konkurencja pokazała, w której gminie najsprawniej operują nożami. Uczestnicy mieli za zadanie pokroić warzywa ( jajko, marchew, ziemniak) na sałatkę warzywną w wyznaczonym czasie. Okazuje się , że krojenie zwłaszcza w jednorazowych rękawiczkach do łatwych nie należy! Najlepiej z tym zadaniem poradziła sobie gmina Piotrków Kujawski, wyróżniono Bytoń i Radziejów
Fot. Konkurencja – Zawody w kuchni
Fot. Konkurencja – Zawody w kuchni
Fot. Konkurencja – Zawody w kuchni
Po zawodach w kuchni przyszedł czas na konkurencję niespodziankę – „Jajko w roli głównej”. Uczestnicy wiedzieli tylko tyle, że główną rolę pełni jajko. Panie podpytywały, czy to będzie malowanie jajek? czy może jakaś potrawa z jajek? Ubijanie białek odpadało – było w poprzedniej edycji. Nie było pisanek, za to turlanie ugotowanego jajka po podłodze. Drużyna, która jednym ruchem poturlała swoje jajko najbliżej wyznaczonego punktu wygrywała. Najlepiej z jajkiem dała sobie radę przedstawicielka Radziejowa, ustępowały jej drużyny z Dobrego oraz Topólki.
Fot. Przed biesiadą
Oprócz głównej atrakcji, w postaci zmagań drużyn, podczas IV edycji „Turnieju Gospodyń” zobaczyć można było pokaz lepienia pierogów przygotowany przez Fundację Hodowców Polskiej Białej Gęsi. Jeszcze przed obiadem goście mogli popróbować pierogów z gęsim farszem i płatkami owsianymi. Pan Andrzej Klonecki -prezes Fundacji zachęcał do przyzagrodowej hodowli gęsi oraz sprzedaży w ramach Rolniczego Handlu Detalicznego. Nie tylko zmysł smaku, ale i zmysł słuchu miał swoją ucztę- zadbał o to zespół folklorystyczny „Piotrkowianie” z Piotrkowa Kujawskiego, który zebrał gromkie brawa i doczekał się dwóch bisów. Sponsorami nagród było Starostwo Powiatowe w Radziejowie . Burmistrz Miasta i Gminy w Piotrkowie Kujawskim uhonorował wszystkie drużyny upominkiem oraz zapewnił, że gmina otwarta na kolejne edycje konkursu. Każdy znalazł coś dla siebie, goście miłą zabawę i pyszne przyjęcie, uczestnicy laury i nagrody, komisja konkursowa spełnienie , a gospodarze zadowolenie.
Pokaz lepienia pierogów-Fundacja Hodowców Polskiej Białej Gęsi
Urszula E. Nowakowska
PZDR Radziejów
Kujawskie obrzędy z przełomu zimy i wiosny
Obrzędy ludowe, zwyczaje świąteczne to część naszego dziedzictwa kulturowego, tego niematerialnego. Dziedzictwem takim może być również przekaz ustny, wiedza i umiejętności, specyficzny język czy gwara. Dla danej społeczności dziedzictwo niematerialne, przekazywane z pokolenia na pokolenie, jest źródłem poczucia tożsamości i ciągłości.
Biorąc pod uwagę różnego rodzaju przejawy tradycji i zwyczajów, na przestrzeni roku jest kilka takich szczególnych momentów, gdzie dużo się dzieje. Są to z pewnością święta (Boże Narodzenie, Wielkanoc i inne), przesilenie letnie i zimowe, okres zbioru plonów i dożynek, jak również karnawał, jego zakończenie, pożegnanie zimy i nadejście wiosny. I na tym czasie chciałabym się skupić w aspekcie obrzędowości kujawskiej. Okres ten, zwany zapustami lub ostatkami, angażował dawniej całą społeczność wiejską do uczestnictwa w różnych obrzędach, które przebiegały w trzech zasadniczych fazach: obchód maszkar z kozą, wywożenie żeńcowych oraz podkoziołek. Współcześnie niektóre z tych zwyczajów cieszą się rosnącą popularnością, są świadomie reaktywowane i wzbogacane o nowe elementy. Należy do nich niewątpliwie chodzenie z kozą lub, jak niektórzy to określali, za kozą czy maszkary. Pisaliśmy o tym na łamach „Wsi” kilka lat temu. Pozwolę sobie jednak odświeżyć ten temat, gdyż to właśnie koza oraz jeszcze inny, charakterystyczny dla świąt wielkanocnych zwyczaj – przywoływki – zostały wpisane na Krajową Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego, nadzorowaną przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego we współpracy z Narodowym Instytutem Dziedzictwa. Widnieją na niej różnego rodzaju zwyczaje, obrzędy, umiejętności związane z rzemiosłem tradycyjnym z terenu całego kraju. Do tej pory na Krajowej Liście Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego zarejestrowano blisko 50 elementów. Warto tam zajrzeć. Lista funkcjonuje od 2014 roku. Została ratyfikowana przez Konwencję UNESCO. Ma ona charakter wyłącznie informacyjny. Do wpisu na nią mogą zgłaszać się wszystkie środowiska związane z przejawami usankcjonowanej tradycją działalności człowieka, w tym rzemieślnicy czy artyści. Chodzenie z kozą, które zostało wpisane w 2020 roku oraz przywoływki to kujawskie akcenty na rzeczonej Liście.
Wracam pamięcią do dzieciństwa. Zaśnieżone pola, mróz, w oddali jakieś dziwne odgłosy, coś jakby muzyka, bicie bębna, strzelanie z bata, dzwonki, gwizdy – cóż to? Na mnie i brata pada blady strach, a jednocześnie czujemy niepohamowaną ciekawość. Biegniemy więc do okna: „Mamo, KOZA idzie!…”. I to był znak – sygnał do wielkiego poruszenia w domu. Każdy był podekscytowany. Odwiedziny kozy wiązały się bowiem z atrakcjami. Po pierwsze to niebywały „występ artystyczny”, prezentacja zabawnych scenek z Kozą w roli głównej, okraszony muzyką przy dźwiękach akordeonu, bębna, skrzypiec, tamburynów, gwizdków, nieraz gitary, możliwość podziwiania przedziwnych strojów. Koza bodła drewnianymi rogami, Diabeł straszył widłami, Bocian klekotał czerwonym dziobem, który nagle przybliżał się do naszych twarzy, rozciągnięty na specjalnym mechanizmie nożycowym. Można było też zostać umazanym sadzą, a gospodynie bały się najbardziej sieczki, którą Koza rozsypywała w izbach. Po podwórku skacze jeszcze Koń, przypominający krakowskiego Lajkonika – jeździec w stroju żołnierza strzela z bata. Widać także ubranego w połatane ubrania Żyda (Dziada), Siorę (czyli Żydówkę). Czasem tańcowali Panna Młoda i Pan Młody, Śmierć czy Kominiarz. Wszyscy zachowywali się bardzo głośno, co miało odgonić złe moce. Jednak główną bohaterką jest tutaj Koza. Bodzie ona dziewczęta, Siora usiłuje ją doić i wtedy Koza przewraca się i udaje, że jest martwą. Żyd lamentuje i próbuję ją ocucić, lecz dopiero gdy gospodyni przynosi poczęstunek, Koza podrywa się z ziemi ku ogólnej uciesze. W tej pozornej śmierci i „zmartwychwstaniu” doszukać się można symbolicznego przejścia od śmierci do życia, od zimy do wiosny. Pobrzmiewają tu również echa dawnych rytów ofiarnych, których kluczowym momentem była śmierć żywego zwierzęcia. Tak. Jednak obecność Kozy przynosiła szczęście. Zapewniała gospodarzom wysokie plony i dostatek na nadchodzący rok. Dlatego „ekipa” musiała zostać wynagrodzona drobnymi kwotami pieniędzy, świeżo upieczonymi pączkami lub innymi specjałami (chrusty, kiełbasa, wódka). Wszystkie te dobra do kosza zbierała Siora albo do worka chował Żyd. Wieczorem zaś urządzano wspólną zabawę, wykorzystując zebrane „na sianko dla kozy” dary. Orszak dopełniali Cyganie, Muzykanci, w niektórych regionach Kujaw – Niedźwiedź i Zdechlok (czyli Żywy na Umarłym). Postacie miały swoją symbolikę. U Kozy, oprócz przytwierdzonej na kiju drewnianej koziej głowy obciągniętej króliczym futerkiem nieodzowny element stroju stanowiło białe prześcieradło. Była ona upostaciowaniem sił wegetatywnych, ożywiających zwierzęta, ludzi i ziemię. Bocian, również wyposażony w białą płachtę – to zwiastun wiosny. Postacie kobiece, jak Panna Młoda, czy Siora, to w rzeczywistości byli przebrani mężczyźni, co zawsze wygląda komicznie. Chodzenie za kozą to była i jest męska rzecz. Obchód rozpoczyna się w Tłusty Czwartek, a trwa aż do wtorku.
Najmłodszy uczestnik korowodu
Debiutanci na włocławskim korowodzie – Koza Słomkowo (gm. Aleksandrów Kujawski)
Najstarsza znana grupa zapustna – Koza Szymborska spod Inowrocławia (Kujawy Zachodnie)
W moim rodzinnym mieście, we Włocławku, organizowany jest przez Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej Korowód Grup Zapustnych. Bezpośrednią inspiracją była tu obserwacja żywych zwyczajów zapustnych w terenie. W 1986 roku odbył się pierwszy przegląd grup zapustnych, jeszcze w zaciszu sal muzealnych. W kolejnych latach zmieniono formułę na korowód, aby dać upust spontaniczności zachowań przebierańców. 19 lutego odbył się XXXII Korowód Grup Zapustnych ulicami Włocławka. Zdjęcia z tego wydarzenia są ilustracją do niniejszego artykułu. W tegorocznej edycji udział wzięły autentyczne grupy zapustne z Kujaw Wschodnich: z Kaniewa, Lubania, Mikanowa i Świętosławia oraz po raz pierwszy ze Słomkowa. Specjalnym gościem korowodu była grupa zapustna z Kujaw Zachodnich – Koza Szymborska, najstarsza znana kujawska grupa zapustna.
Kolejny zwyczaj – wywożenie żeńcowych – przyjęło się obecnie w obrzędzie weselnym i jest spotykane do dziś dnia. Jednak pierwotnie wywożenie młodych mężatek, bo o to w tej zabawie chodzi, dokonywało się właśnie w zapusty. Kilka zamężnych kobiet przystrajało zielenią wóz, półwozie (czyli przód wozu – dwa koła z dyszlem), sanie lub nawet taczki i zajeżdżało przed domy młodych mężatek, każdej z osobna. Wśród śmiechów i żartów kobiety sadzały ją na wóz i obwoziły po całej wsi. Kulminacją wydarzenia było wkupienie się młodej mężatki do grona kobiet zamężnych pieniędzmi albo poczęstunkiem. Zabawa, w której brały udział same kobiety, trwała do północy. W niektórych wsiach mąż musiał wykupić żonę od kobiet. W trakcie zabawy kobiety skakały „na wysoki len”, czyli która wyżej skoczyła, tej len miał być wyższy.
Ostatki kończył tak zwany podkoziołek. To zabawa taneczna i wykupne dziewcząt przed symbolem – podkoziołkiem, która odbywała się we wtorek poprzedzający środę popielcową. Organizowano ją w karczmie albo większej izbie. Zabawa była okazją do wystąpienia wszystkich kawalerów i panien na wydaniu ociągających się z ożenkiem lub zamążpójściem. Dla młodych dziewcząt to zabawa inicjacyjna, włączająca je do kandydatek na żony. W czasie jej trwania tradycyjnie za taniec z chłopcem płaciły kapeli panienki. Od wykupnego pod symboliczną figurką („pod koziełka”) nie mogła się wymówić żadna uczestniczka zabawy. Symbol koziołka przybierał różne formy, np. koziołka w kapeluszu wyciętego z marchwi, ale i chłopca – naguska („goloka”) wystruganego z brukwi, buraka lub drewna. Mógł to wreszcie być nagusek uszyty ze szmatek. Taką figurkę, która stanowiła symbol męskiej płodności, stawiano na talerzu lub na stole, obok niego zaś talerz na wykupne, czyli datek dla podkoziołka – naguska. Młode panny przez cały rok zbierały drobne monety, by w trakcie zabawy, na znak tancerza, swojego partnera, rzucać je pod figurkę. Muzykanci grali obrzędowe melodie w chwili rzucania przez dziewczynę wykupu. Z reguły był jeden mężczyzna prowadzący taniec wykupny, który z każdą panną musiał choć jeden kawałek przetańczyć. Dziewczynom natomiast zależało na jak największej liczbie tańców. Dlatego rozmieniały pieniądze na drobne, aby można było wrzucać wykup wiele razy. Panny, które miały dużo drobnych monet, wybierały partnerów do tańca według swojego upodobania. Była to jednak transakcja wiązana. Wybrany młodzieniec był zobowiązany do sprawienia jej dyngusu w lany poniedziałek. Jeśli chłopak dotrzymał umowy, był to dla panny znak, że on także jest nią zainteresowany. Zwyczaj był więc doskonałą okazją do kojarzenia nowych małżeńskich par. Dziewczęta wyczekiwały tej zabawy z niecierpliwością. Każda panna musiała do północy przetańczyć choć jeden taniec. O północy, na zakończenie, wieszano pod sufitem śledzia na znak zbliżającego się postu i posypywano się popiołem. W dzisiejszych czasach praktykowane jest urządzanie zabaw we wtorek poprzedzający Popielec. Jak wiemy, zwane są one popularnie śledzikiem. Nie ma już jednak koziołka – naguska, ani wykupu dziewcząt.
Dobrnęliśmy więc do końca karnawału, w którym najbardziej intensywny jest ostatni tydzień. Mam nadzieję, że Państwa domostwa zostały odwiedzone przez KOZĘ lub chociaż uczestniczyliście w barwnym korowodzie. Przed nami kolejna porcja dawnych zwyczajów i obrzędów związanych z Wielkanocą, które postaram się przybliżyć w kolejnym artykule.
Tekst i fot. Anna Dykczyńska, KPODR
Opracowano na podstawie:
– Zasoby własnej pamięci
– „Folklor Kujaw”, R. Lange, B. Krzyżaniak, A. Pawlak, Centralny Ośrodek Metodyki Upowszechniania Kultury, Warszawa, 1979
– „Ziemia rodzinna to Kujawy”, W. Szkulmowska, Wojewódzki Ośrodek Kultury, Bydgoszcz, 2006
– „Kujawskie zapusty”, K. Pawłowska, B. Wąsik, Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej we Włocławku, Włocławek, 2014
Kobiety opoką polskiej wsi
Jeszcze nie tak dawno kobiety kojarzone były głównie z domem, kuchnią i opieką nad dziećmi. Miały ograniczony dostęp do edukacji i możliwości samorozwoju. Zazwyczaj niedoceniane i spychane na margines społeczny. Uważane za słabszą płeć, podczas wielu wojen, rewolucji i zawirowań dziejowych pokazywały jednak swoją siłę, determinację i wytrwałość.
W nich uwidacznia się potencjał lokalnych społeczności wiejskich, gdzie zostają liderkami. Ich przedsiębiorczość i aktywność są szczególnie ważne dla utrzymania i rozwoju wsi. Panie są nowoczesnymi strażniczkami tradycji. Dzielą się swoją pasją, wiedzą i energią, kreują trendy. Sięgają po różne role, są sołtyskami, działaczkami, prezeskami stowarzyszeń, a jednocześnie wypełniają codzienne obowiązki domowe i zawodowe. Za sprawą doskonałej organizacji pracy, niekiedy kosztem własnego czasu wolnego, podejmują te dodatkowe zadania, by zrobić coś dobrego dla mieszkańców swojej wsi. Działają z pełnym zaangażowaniem, nie boją się wyzwań i nowości, wprowadzają śmiałe zmiany. Niejednokrotnie też decydują się na podjęcie działalności pozarolniczej i stają się beneficjentkami Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich.
Na całym świecie podkreśla się wkład kobiet w zapewnienie bezpieczeństwa żywnościowego oraz rozwój rolnictwa i wsi. W komunikacie Banku Światowego można znaleźć informacje, że kobiety stanowią niemal połowę rolników na świecie, a więc odgrywają bardzo dużą rolę w wyżywieniu społeczeństwa. Uprawiają rośliny i hodują zwierzęta, zapewniają żywność, wodę i opał dla swoich rodzin, opiekują się dziećmi, osobami starszymi i chorymi. Chronią również bogatą różnorodność terenów wiejskich i otwartych terenów zielonych, które wszyscy lubią odwiedzać. Praca tych kobiet wpływa zdecydowanie na osiągnięcie dobrobytu na szczeblu lokalnym i narodowym.
W Polsce 40% kobiet to mieszkanki obszarów wiejskich. Właśnie one aktywizują i scalają wieś, mają mnóstwo pomysłów na jej rozwój. To bardzo prężnie rozwijająca się grupa liderek innowacji, które już niebawem będą wyznaczać trendy i pokazywać nowe drogi podejścia do życia. Jak podaje w swoim komunikacie GUS, co piąte gospodarstwo w Polsce jest prowadzone przez kobietę, a co czwarte prowadzone przez kobietę ma ponad 100 ha. Panie zaangażowane w rolnictwo, sadownictwo i ogrodnictwo są motorami innowacji i siłą napędową zmian na polskiej wsi. Coraz chętniej angażują się w prowadzenie biznesu w sektorze rolno-spożywczym, odnoszą wiele sukcesów i wprowadzają nowatorskie rozwiązania. Połączenie ich wiedzy z empatią, pomysłowością i przedsiębiorczością sprawia, że stały się nie tylko inspiracją, ale także motywacją do działania.
Rola pań na wsi i obszarach wiejskich jest nie do przecenienia. Kobiety są cichymi bohaterkami naszych czasów. Obecnie swój wielki rozkwit przeżywają koła gospodyń wiejskich (KGW). Ich członkinie wkładają mnóstwo energii i serca w ożywienie lokalnej społeczności, starając się, by podejmowane przez nie aktywności były odzwierciedleniem aktualnych potrzeb mieszkańców. Dzięki zaangażowaniu pań organizowane są uroczyste obchody m.in. Dnia Matki, Dnia Dziecka, Dnia Babci i Dziadka, spotkania opłatkowe, zabawy andrzejkowe i karnawałowe. Realizują często różnego rodzaju akcje charytatywne oraz pozyskują środki nie tylko na rzecz swojego koła, ale i dla całej wsi. Celem ich przedsięwzięć jest integracja mieszkańców, aktywizacja kobiet i rozwój ich „małej ojczyzny”. Do realizowanych działań chętnie zapraszają reprezentantów młodego pokolenia. Dla członkiń KGW jest naturalne, że w miejscu, gdzie nie ma Domu Kultury, to one spełniają tę rolę. W organizowanych przez nie świetlicach młodzież ma okazję do kreatywnego i aktywnego spędzania czasu oraz realizacji swoich pasji.
W celu promowania i kultywowania tradycyjnych i regionalnych potraw panie z KGW wielokrotnie biorą udział w konkursach kulinarnych, gdzie prezentują własnoręcznie przygotowane specjały, wykonane według starych receptur ich babć i matek. Przygotowane przez nie ciasta i dania sprzedawane są także na festynach, jarmarkach i innych uroczystościach lokalnych. Innym obszarem działań kół jest przywracanie i pielęgnacja lokalnych obrzędów, sztuki ludowej. Członkinie KGW to bardzo często specjalistki z zakresu tworzenia tradycyjnych wyrobów rękodzielniczych, tj. różnego rodzaju koronek, hafów, wycinanek. Swoimi umiejętnościami i doświadczeniem chętnie dzielą się z najmłodszymi na rozmaitych kursach czy warsztatach artystycznych. Współczesne mieszkanki wsi to kobiety kreatywne, nowoczesne i bardzo ambitne. Gospodynie są otwarte na innowacje i chętnie uczestniczą w licznych kursach i szkoleniach. Dzięki KGW zachowują się kultury lokalnych społeczności obszarów wiejskich.
Kobiety mieszkające na wsi to dziś bardzo prężnie rozwijająca się grupa. Niezaprzeczalnie odgrywają ważną rolę w społecznościach wsi. Spełniają się perfekcyjnie w wielu dziedzinach życia – rodzinnym, zawodowym i społecznym. Warto więc zadbać o wzmocnienie pozycji pań, docenić ich wysiłek oraz zapewnić im godne warunki do życia i bezpieczeństwo.
Od ponad stu lat 8 marca kobiety obchodzą swoje święto. Życzę wszystkim kobietom, żeby odkryły swój potencjał. Każda z nas ma w sobie ogromną siłę, a tym, które już ją odkryły i działają, niech pasja i zaangażowanie dodają skrzydeł.
Katarzyna Bukowska, właścicielka gospodarstwa w Dąbrowie Chełmińskiej
KGW w Kruszynie (gm. Sicienko) podczas „Lata na Wsi”, Minikowo 2019
Stoiska KGW podczas imprezy „Barwy Lata – Dary Jesieni” 2022
Mirosława Wajnert, KPODR
Fot. D. Oparzela, M. Zwiewka
Kozi biznes
Ławy – niewielka miejscowość położona na malowniczym pojezierzu dobrzyńskim, w gminie Rypin. Pośród pól i pięknych krajobrazów znajduje się rodzinne gospodarstwo państwa Emilii i Krzysztofa Witkowskich – KOZIEŁAWY. Z wielką przyjemnością odwiedziłam państwa Witkowskich, zważywszy na to, że to moje rodzinne strony.
Właściciele w swoim gospodarstwie zajmują się hodowlą 200 kóz mlecznych i produkcją różnego rodzaju sera. Jest to główne źródło dochodu państwa Witkowskich. Praca jest ciężka, od samego rana do wieczora. Lecz mimo to podejmują trud każdego dnia, by realizować swoją pasję i sprostać oczekiwaniom klientów.
Milena Gawrońska: Jak się zaczęła Państwa przygoda z serowarstwem? Szczególnie z tak niszowego mleka?
Krzysztof Witkowski: Wszystko zaczęło się w 2011 roku. Wtedy oboje z żoną pracowaliśmy zawodowo, a produkcja mleka była dodatkowym źródłem dochodu. Mleko głównie sprzedawaliśmy do jednej z większych mleczarni w Polsce, a sery produkowaliśmy na własny użytek. Lecz pewnego dnia otrzymaliśmy informację, że mleczarnia nie przyjmie od nas mleka, bo mają nadwyżkę. I cóż było robić? Wylać szkoda, więc postanowiliśmy z żoną, że spróbujemy produkować sery na większą skalę.
M.G.: Początki były trudne?
K.W.: Oczywiście! Nie dysponowaliśmy zapleczem potrzebnym do produkcji większej ilości mleka i serów. Obawy były, ale mieliśmy pozytywne nastawienie i wierzyliśmy, że się uda.
M.G.: Czyli warto było wytrwać?
K.W.: Warto. Teraz produkcja serów i mleka to nasze główne źródło utrzymania. Robimy to, co kochamy. Mamy z tego dużo satysfakcji, mimo że to, wbrew pozorom, nie jest łatwa praca.
M.G.: Jak wygląda u Państwa podział ról w tym przedsięwzięciu?
K.W.: Żona Emilia zajmuje się całym procesem wytwórczym sera, a ja jego dystrybucją i sprzedażą.
M.G.: Wyposażenie koziarni, serowarni i dojarni to zapewne ogromny koszt. Czy korzystaliście Państwo z jakiejś krajowej czy unijnej pomocy?
K.W.: Tak, w 2017 roku skorzystaliśmy z pomocy ARiMR w ramach programu „Modernizacja gospodarstw rolnych”, dzięki któremu mogliśmy zakupić niezbędne sprzęty i urządzenia.
M.G.: Jakie sery Państwo głównie wytwarzacie?
Emilia Witkowska: Produkujemy różnego rodzaju sery, od świeżych podpuszczkowych, poprzez wędzone, Camembert, Goudę, Camblue czy Morbier. Eksperymentujemy ze smakami i dodatkami. Klienci to lubią i wracają. Od pewnego czasu również wytwarzamy sery z mleka krowiego, również od własnych krów. Mamy w ofercie też jogurty naturalne oraz z dodatkami.
M.G.: Pani Emilio, czy może Pani zdradzić, jak wygląda produkcja serów z mleka koziego?
E.W.: Mleko prosto z udoju podgrzewam do temp. 33–34oC, dodaję odpowiednie bakterie i czekam godzinę, by te dobre mogły się namnożyć i wyprzeć te niepożądane. Po tym czasie dodaję podpuszczkę, a po 40 minutach można już kroić skrzep. Tak naprawdę temperatura, gradacja ziaren czy długość odciekania serwatki jest uzależnione od tego, jaki ser chcemy finalnie uzyskać. Kolejnym etapem jest solenie, ewentualne przyprawianie oraz odwracanie co 3 godziny. Ostatnim etapem jest dojrzewanie.
M.G.: Czy któreś z serów wymagają od Pani większego nakładu pracy?
E.W.: Tak, to sery pleśniowe. Są one bardziej wymagające i wrażliwe na niekorzystne warunki produkcji i przechowywania. Potrzebują z mojej strony większej uwagi i pielęgnacji. Dlatego większość serowarów nie ma ich w ofercie.
M.G.: Panie Krzysztofie, a gdzie można znaleźć państwa produkty? I jak wygląda reklama i ich dystrybucja?
K.W.: Jako że prowadzimy sprzedaż w ramach RHD (rolniczy handel detaliczny) nasze sery można kupić w przyzagrodowym sklepiku oraz w sklepach na terenie Rypina, Brodnicy, Torunia, Warszawy, Bydgoszczy, Turku. Jeździmy również na regionalne jarmarki. Nasze sery dostarczamy do kilku restauracji na terenie województwa kujawsko-pomorskiego. Od jakiegoś czasu nasze produkty można nabyć na kujawsko-pomorskim e-bazarku.
M.G.: Wiem, że bierzecie Państwo udział w różnych konkursach dla producentów serów. Pani Emilio, proszę opowiedzieć o Państwa sukcesach.
E.W.: W ostatnim czasie było tych nagród i wyróżnień sporo. 10 listopada 2022 r. braliśmy udział w wojewódzkim konkursie „ArcySer” organizowanym przez Kujawsko-Pomorski Ośrodek Doradztwa Rolniczego, gdzie zostaliśmy wyróżnieni. Ale najbardziej jesteśmy dumni z sera RUDEGO, zrobionego z mleka krowiego, który zwyciężył w kategorii serów dojrzewających miękkich na IV Wielkim „SERwowaniu” we Wrocławiu. Było to konkurs o randze krajowej. Konkurencja była duża, ale się udało.
M.G.: To szczególna i ważna nagroda, zważywszy na to, że konkurs był rozstrzygany przez międzynarodowe jury.
E.W.: Zgadza się, jesteśmy bardzo dumni, że doceniono naszą pracę i wysiłek. Jury było zaskoczone, że w Polsce produkuje się tak wspaniałe sery i mogę się pochwalić, że opisano nas nawet we francuskiej prasie branżowej.
M.G.: Serdecznie Państwu gratuluję zwycięstwa! Życzę również powodzenia w następnych rywalizacjach oraz oczywiście w produkcji serów. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz usłyszymy o Państwa wyjątkowych wyrobach. Dziękuję za rozmowę.
Tekst i fot. Milena Gawrońska, KPODR
Jak to dawniej bywało – tradycje bożonarodzeniowe na Kujawach
W Polsce Wigilia Bożego Narodzenia to jeden z najpiękniejszych i magicznych dni w roku. Jest radosnym oczekiwaniem na narodziny Jezusa Chrystusa. To święto rodzinne, które w przeszłości, jak i obecnie budzi w nas pozytywne uczucia i emocje. Tego dnia wszyscy stają się jakby bardziej mili, serdeczni i pomocni dla innych ludzi. Wszystkim udziela się świąteczny nastrój i podekscytowanie. Polskie tradycje bożonarodzeniowe należą do jednych z najpiękniejszych na świecie.
Na ziemi kujawskiej czas poprzedzający okres bożonarodzeniowy, czyli adwent, przebiegał w zadumie. Sprzyjał on odnowieniu duchowemu oraz domowym i gospodarskim porządkom, by nadchodzący rok był łaskawy. Od dawien, dawna Wigilia była dniem rozpoczynającym rok słoneczny, wegetacyjny i tradycyjny ludowy rok obrzędowy. Była i jest dniem wyjątkowo celebrowanym. Wszystko miało swoją symbolikę. Duże znaczenie miał dzień, w którym przypadała Wigilia. Najlepiej gdy była to niedziela, wówczas zwiastowała słoneczny i pogodny rok, środa – to rok robaczywy, czwartek – to urodzaj w pszenicy, a piątek zapowiadał rok smutny i mglisty.
W Wigilię obowiązkowo trzeba było wcześnie wstać, bo „kto w Wigilię rano wstaje, ten przez rok cały nie będzie ospały”. Każdy miał swoje obowiązki. Gospodarz zabezpieczał paszę i posłanie dla zwierząt, dziewczęta czyniły ostatnie porządki, gospodyni uwijała się w kuchni, a młodzieńcy przygotowywali drwa na ogień. Wszystko po to, by móc w spokoju świętować. Tego dnia obowiązkowy był post. W domu unosił się zapach świątecznych potraw i czuć było podekscytowanie. Należało również pamiętać o istotach z zaświatów, dlatego wstrzymywano się od hałaśliwych prac, by ich nie obrazić. Przygotowywano dla nich potrawy, które niegdyś noszone były na groby podczas styp: groch, miód, orzechy, mak, suszone owoce – składniki i dzisiejszych potraw. Pod ławą wykonywano gesty, mające wygonić siedzącą tam duszyczkę. Obecnie symbolem tego zwyczaju jest puste nakrycie przy stole.
Podłaźniczka – dawniejsza choinka
Do południa należało przystroić mieszkanie. Dawniej na Kujawach przy suficie wieszano podłaźniczkę, wykonaną ze świeżych gałązek sosnowych, na znak „mitycznego drzewka życia”, która w magiczny sposób miała zapewnić długie życie i zaprzeczać martwocie zimy. Przystrajano ją orzechami, piernikami, owocami i ozdobami z papieru i słomy. W kątach izb ustawiano snopy z niewymłóconych zbóż, by zapewniły dostatek i mleczność krów. Słoma na podłodze niwelowała złe moce czarownic oraz symbolizowała stajenkę betlejemską. Tradycją było nakrycie stołu białym obrusem i umieszczanie pod nim siana lub słomy. Sygnałem do rozpoczęcia wieczerzy była pierwsza gwiazda na niebie, której ochoczo wypatrywały dzieci. Po tym następowało dzielenie się opłatkiem, na znak ostatniej wieczerzy. Gospodarz rozdawał kawałki opłatka i wszyscy ze wzruszeniem życzyli sobie pomyślności i prosili o wybaczenie. Moment pojednania był i jest jednym z najważniejszych elementów wieczerzy wigilijnej. Opłatek również dawano zwierzętom.
Nie bez znaczenia była ilość potraw na stole wigilijnym. Najlepiej gdy była ich nieparzysta liczba: 5, 7, 9 lub 12. Dziewiątka to liczba chórów anielskich, które śpiewały Jezusowi, a dwunastka symbolizowała apostołów. Starano się próbować wszystkich, bo „kto ilu potraw wigilijnych nie zje, tyle go radości w roku następnym ominie”. Potrawy na stole również miały znaczenie symboliczne. Mak traktowany był jako łącznik z zaświatami, jedzony w Wigilię miał przynosić szczęście i chronić od zła. Orzechy to znak siły i zdrowia. Jabłko było symbolem witalności, a miód „tamtego świata”. Tradycyjnie na Kujawach spożywano: kapustę z grochem, kluski z makiem, zupę z suszonych owoców, szablok (fasolę), śledzie z cebulą, rosopitę (zupę śledziową).
Kapusta z grochem – jedno z tradycyjnych dań wigilijnych
Stół wigilijny z lat 20. XX wieku
Cały wieczór wigilijny zwiastował, jaki będzie następny rok. Tego dnia nie można było się kłócić, bo to źle wróżyło. Gospodyni w trakcie wieczerzy nie mogła wstawać od stołu, by kury się dobrze niosły w przyszłym sezonie. Domownicy wyciągali spod obrusa źdźbła słomy na wróżbę długiego lub krótkiego życia. Ludziom towarzyszyły baśniowe wierzenia związane z Wigilią. Wierzono, że w tym czasie rozkwitają drzewa w sadzie, pszczoły budzą się z zimowego snu, zwierzęta mówią ludzkim głosem,a woda w strumykach zmienia się w wino.
Pierwszego dnia świąt gospodyni zanosiła krowom kolorowy opłatek i resztki wieczerzy wigilijnej, by w kolejnym roku dobrze mleko dawały. Natomiast drugiego dnia świąt gospodarz przepasywał się powrósłem ze słomy, którym później obwiązywał drzewa owocowe, by dobrze rodziły i żeby choroby się ich nie imały. Również tego dna w kościele obsypywano wiernych z ambony grochem i zbożem na pamiątkę ukamieniowania św. Szczepana.
Wigilia to niesamowity i wyjątkowy czas, który łączy wszystkich ludzi, daje szansę na pojednanie. Tego dnia nikt nie powinien być sam.
„Niech nas zdobi mierność stała, w pokarmie i napoju, nie hołdujmy chuciom ciała, żyjmy w zgodzie i pokoju. Naśladować tego mamy, którego przyjścia czekamy, ta jest powinność nasza jak Apostoł ogłasza”.
Przykład nakrycia współczesnego stołu wigilijnego
Spokojnych i Wesołych Świąt!
Milena Gawrońska, KPODR
Fot. Muzeum Etnograficzne we Włocławku, https://zebrra.tv/wp-content/uploads/2016/12/2016.12.23_mwr_choinka.jpg, R. Kożuszek, M. Rząsa
Opracowano na podstawie:
– informacji z Muzeum Etnograficznego we Włocławku,
– https://polona.pl/.