Śladem ginących zawodów

Znaczący rozwój technologiczny sprawia, że coraz więcej zawodów zanika. Młode pokolenie już nie wie, czym zajmował się rymarz albo konwisarz. Postęp cywilizacyjny i techniczny spowodowały, że człowiek potrafi dziś stworzyć tak zaawansowane maszyny i linie produkcyjne wytwarzające przedmioty codziennego użytku, iż wykonywanie ich ręcznie nie ma już racji bytu. A jednak niektóre profesje funkcjonują do dziś, lecz w niszowej formie.

Dawne profesje, które z biegiem czasu zostały zapomniane i niemal całkowicie wyparte z rynku, spotykają się dziś ze wzrostem zainteresowania, związanym z potrzebą powrotu do tradycyjnych, oryginalnych i często niepowtarzalnych od strony estetycznej i funkcjonalnej produktów, które dotyczą różnych dziedzin naszego życia. Większość z tych zawodów to tak zwane zawody rzemieślnicze. W dawnych czasach ich rola była ogromna i nie do pomyślenia było, że w jakimś miasteczku zabraknie któregoś z nich. W średniowieczu kupcy wraz z innymi rzemieślnikami tworzyli odrębną warstwę społeczną, zwaną mieszczaństwem. Dziś zajęcia te dają źródło utrzymania, ale co innego stało się wartością dodaną. Zarabia się już nie na ilości wytworzonych przedmiotów, ale bardziej na ich walorach artystycznych, estetycznych, na oryginalności wyrobu. Mówimy więc o rzemiośle artystycznym, czyli wykonywaniu różnych przedmiotów na zamówienie lub do sprzedaży podczas wydarzeń targowych, kulturalnych. Dodatkowo zarobkować można pośrednio, kiedy towarem nie jest sam wyrób, ale gdy sprzedawane są umiejętności. Co ważne, umiejętności te powiązane są najczęściej z dziedzictwem kulturowym. Organizowane są różnego rodzaju szkolenia, warsztaty, na których poznajemy dawne profesje, a przy okazji zapoznajemy się z historią i tradycjami. Mam na myśli na przykład warsztaty hafciarskie, tkackie, wikliniarskie, garncarskie. Mogą one stanowić dodatkową atrakcję przyciągającą turystów i zwiedzających w takich miejscach, jak: muzea, skanseny, wioski tematyczne, zagrody edukacyjne czy też gospodarstwa opiekuńcze  i agroturystyczne.

Pokazy garncarskie – Szlak Ginących Zawodów, Kudowa Zdrój (Fot. A. Dykczyńska)

Jednym z najstarszych rzemiosł jest garncarstwo, które znane było już w neolicie, czyli pojawiło się wiele tysięcy lat przed naszą erą. Gdy mówimy o ginących zawodach, to właśnie ten pierwszy przychodzi mi do głowy. Dlaczego? Często mamy bowiem możliwość uczestnictwa w warsztatach i pokazach garncarskich organizowanych na przykład w skansenach. Garncarz wyrabiał ceramiczne naczynia i przedmioty codziennego użytku. Surowcem zaś była odpowiednio przygotowana glina. Początkowo robiono to ręcznie, potem pojawiło się koło garncarskie, które na nasze ziemie przybyło z Celtami około 300 lat przed naszą erą.

Tkacz z kolei to pracownik przemysłu włókienniczego, dziś zastąpiony przez maszyny. Wcześniej jednak był to rzemieślnik zajmujący się wytwarzaniem tkanin oraz ich wykończeniem. Zawód tkacza jest jednym z najstarszych zawodów uprawianych przez człowieka. Jego początki, podobnie jak garncarstwo, sięgają neolitu. Tkacz używał krosna, dawniej ręcznego, dziś są to urządzenia mechaniczne. Krosno było dawniej obecne w domach, jako sprzęt powszechnego użytku. Za dawnych czasów gospodynie wytwarzały przędzę na kołowrotkach, a tkaniny na krosnach. Ludowe tkactwo we wszystkich częściach Polski ma bardzo stare tradycje. Krosna możemy kupić i dziś, jeśli hobbystycznie chcemy się zająć tą profesją. Organizowane są także warsztaty tkackie, na przykład w skansenach, przy okazji różnych wydarzeń kulturalnych.

Kurs haftu w Muzeum Etnograficznym we Włocławku (Fot. A. Dykczyńska)

Jedną z najbardziej żywotnych dziedzin rzemiosła ludowego jest hafciarstwo. W polskiej kulturze ludowej malowanie igłą i nicią zajmuje wyjątkowe miejsce. Haft był jedynym elementem dekoracyjnym, który chłopskie płótno przybliżał do wyglądu tkanin dworskich czy ozdób oglądanych w kościołach. Ogromne bogactwo form, motywów i kolorystyki haftów tworzy skarbnicę wiedzy, z której twórczynie czerpią do dziś. Obecnie już tylko nieliczni zajmują się haftem tradycyjnym: ozdabiają stroje ludowe, głównie przeznaczone dla zespołów folklorystycznych, tworzą aplikacje na serwetkach, obrusach, bieżnikach i pamiątkach regionalnych. Tam, gdzie strój ludowy jest wciąż popularny, hafty i koronki nadal spełniają swą dawną funkcję ozdoby ubioru.

Częstym bywalcem dzisiejszych imprez plenerowych w skansenach jest powroźnik. Produkował on liny i powrozy poprzez splatanie lub skręcanie kilku oddzielnych sznurów. Wykorzystywał do tego celu pasy skóry lub włókna roślinne, na przykład z konopi, agawy sizalowej (sizal), manili (lekkie, twarde i wytrzymałe włókno wydzielane z pochew liściowych banana), juty (rośliny uprawianej  w krajach o gorącym i wilgotnym klimacie). Liny, powrozy, sznurki wytwarzał z użyciem prostego urządzenia zwanego kołowrotkiem lub wózkiem powroźniczym.

Wikliniarz (plecionkarz, koszykarz) to profesja, która współcześnie funkcjonuje jeszcze całkiem dobrze. Wyplata on z wikliny przedmioty ozdobne i użytkowe, zajmuje się także uprawą wikliny, ścina ją, sortuje, obrabia. Dawniej do wyplatania używano kilku gatunków wikliny dziko rosnącej: zielonej, brunatnej i czerwonej. Wiklina to jednoroczny przyrost wierzby, żniwa zaś przypadają na okres zimy (styczeń, luty). Zawodowy wikliniarz zajmował się pierwotnie uprawą i obrabianiem wikliny, natomiast wyplatanie było domeną plecionkarza. Nazwy „wikliniarz” i „plecionkarz” używane są jednak często zamiennie. Współcześnie z wikliny wytwarza się między innymi: meble i wyroby koszykarskie. W Polsce, m.in. na Śląsku Opolskim, w Rudniku nad Sanem, rozwinęły się ośrodki wikliniarskie, w których przekazuje się wiedzę o tym rzemiośle z mistrza na ucznia. Na Kujawach taki ośrodek istniał do niedawna w Aleksandrowie Kujawskim. Dawniej znajomość podstawowych technik plecionkarskich była powszechna wśród ludności wiejskiej. Wyplatano dużo, wszystko to, co było konieczne w gospodarstwie. Plecione były fragmenty ścian zagrody lub budynków gospodarczych, ogradzano pastwiska i ogrody wiklinowymi płotami, a rybacy często sami wyplatali duże kosze do przechowywania ryb, tak zwane sadze, popularne samołówki czy też wiersze. Pasterze i dzieci często robili wiklinowe baty, czyli proste warkocze uplecione z trzech witek. Osobiście mam jeszcze kosze uplecione przez mojego dziadka z nieoskórowanej, zielonej, dziko rosnącej wierzby. Kosze te używane były na co dzień, do różnych celów, na przykład zbioru warzyw, owoców, szyszek na rozpałkę itp. Pamiętam także z dzieciństwa wiklinowy płot oddzielający od reszty podwórza zagrodę dla kur. Dziś jeszcze w niektórych ogródkach spotkać można obrzeża rabat uplecione z witek wierzbowych.

Dziedzina rękodzielnictwa zajmująca się wyrobem drewnianych zabawek to zabawkarstwo ludowe. Nie stanowiło ono nigdy oddzielnego rzemiosła, a jedynie sposób dorabiania sobie przez chłopów. Oprócz darcia pierza było to czasem zimowe zajęcie dla całych rodzin. Zabawki wykonywano często w większej ilości tak samo, czyli według ściśle określonych wzorów. Potem były one sprzedawane na targach, jarmarkach i odpustach. Współcześnie największym jarmarkiem zabawek ludowych jest krakowski Emaus, odbywający się w okresie wielkanocnym.

Beczki, owoc pracy bednarza – do dziś wykorzystywane są do przechowywania wina w szanujących się winnicach. Im dłużej wino przebywa w dębowej beczce, tym szybciej dojrzewa (Fot. pixabay.com/pl)

Na kiermaszach, festynach, jarmarkach spotkamy też bednarza. Zajmuje się on wytwarzaniem naczyń drewnianych techniką klepkową. Bednarz wyrabia naczynia z drewna sosnowego, świerkowego, olchowego, lipowego czy dębowego. Spod jego ręki wychodzą beczki, balie, fasy, maselnice, dzieże, łopaty do chleba, konewki, wiadra, cebrzyki, wanienki, kufle. Wiele z tych sprzętów stanowiło dawniej podstawę wyposażenia w domu i obejściu. Dziś są to często kuchenne i ogrodowe elementy ozdobne.

Ginące zawody to temat szeroki, dlatego proponuję Państwu kolejne jego odsłony w następnych numerach „Wsi…”. Mam nadzieję, że przeczytacie z zainteresowaniem, bo temat, jak się okazało, nie jest skazany na wyginięcie. Wręcz przeciwnie, dla wielu może okazać się szansą na ciekawy sposób zarobkowania.

Anna Dykczyńska, KPODR

Opracowano na podstawie: „Ginące zawody na europejskim rynku pracy – kompendium wiedzy o organizacji szkoleń w wybranych zawodach ginących” pod red. M. Zając, M. Hince, Europejskie Centrum Kształcenia i Wychowania OHP w Roskoszy, 2017, ginącezawody.com.pl, praca.pl, szlakiemrzemiosla.pl.

Skip to content