Kujawskie obrzędy z przełomu zimy i wiosny

Obrzędy ludowe, zwyczaje świąteczne to część naszego dziedzictwa kulturowego, tego niematerialnego. Dziedzictwem takim może być również przekaz ustny, wiedza i umiejętności, specyficzny język czy gwara. Dla danej społeczności dziedzictwo niematerialne, przekazywane z pokolenia na pokolenie, jest źródłem poczucia tożsamości i ciągłości.

Biorąc pod uwagę różnego rodzaju przejawy tradycji i zwyczajów, na przestrzeni roku jest kilka takich szczególnych momentów, gdzie dużo się dzieje. Są to z pewnością święta (Boże Narodzenie, Wielkanoc i inne), przesilenie letnie i zimowe, okres zbioru plonów i dożynek, jak również karnawał, jego zakończenie, pożegnanie zimy i nadejście wiosny. I na tym czasie chciałabym się skupić w aspekcie obrzędowości kujawskiej. Okres ten, zwany zapustami lub ostatkami, angażował dawniej całą społeczność  wiejską do uczestnictwa w różnych obrzędach, które przebiegały w trzech zasadniczych fazach: obchód maszkar z kozą, wywożenie żeńcowych oraz podkoziołek. Współcześnie niektóre z tych zwyczajów cieszą się rosnącą popularnością, są świadomie reaktywowane i wzbogacane o nowe elementy. Należy do nich niewątpliwie chodzenie z kozą lub, jak niektórzy to określali, za kozą czy maszkary. Pisaliśmy o tym na łamach „Wsi” kilka lat temu. Pozwolę sobie jednak odświeżyć ten temat, gdyż to właśnie koza oraz jeszcze inny, charakterystyczny dla świąt wielkanocnych zwyczaj – przywoływki – zostały wpisane na Krajową Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego, nadzorowaną przez  Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego we współpracy z Narodowym Instytutem Dziedzictwa. Widnieją na niej różnego rodzaju zwyczaje, obrzędy, umiejętności związane z rzemiosłem tradycyjnym z terenu całego kraju. Do tej pory na Krajowej Liście Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego zarejestrowano blisko 50 elementów. Warto tam zajrzeć. Lista funkcjonuje od 2014 roku. Została ratyfikowana przez Konwencję UNESCO. Ma ona charakter wyłącznie informacyjny. Do wpisu na nią mogą zgłaszać się wszystkie środowiska związane z przejawami usankcjonowanej tradycją działalności człowieka, w tym rzemieślnicy czy artyści. Chodzenie z kozą, które zostało wpisane w 2020 roku oraz przywoływki to kujawskie akcenty na rzeczonej Liście.

Wracam pamięcią do dzieciństwa. Zaśnieżone pola, mróz, w oddali jakieś dziwne odgłosy, coś jakby muzyka, bicie bębna, strzelanie z bata, dzwonki, gwizdy – cóż to? Na mnie i brata pada blady strach, a jednocześnie czujemy niepohamowaną ciekawość. Biegniemy więc do okna: „Mamo, KOZA idzie!…”. I to był znak – sygnał do wielkiego poruszenia w domu. Każdy był podekscytowany. Odwiedziny kozy wiązały się bowiem z atrakcjami. Po pierwsze to niebywały „występ artystyczny”, prezentacja zabawnych scenek z Kozą w roli głównej, okraszony muzyką przy dźwiękach akordeonu, bębna, skrzypiec, tamburynów, gwizdków, nieraz gitary, możliwość podziwiania przedziwnych strojów. Koza bodła drewnianymi rogami,  Diabeł straszył widłami, Bocian klekotał czerwonym dziobem, który nagle przybliżał się do naszych twarzy, rozciągnięty na specjalnym mechanizmie nożycowym. Można było też zostać umazanym sadzą, a gospodynie bały się najbardziej sieczki, którą Koza rozsypywała w izbach. Po podwórku skacze jeszcze Koń, przypominający krakowskiego Lajkonika – jeździec w stroju żołnierza strzela z bata. Widać także ubranego w połatane ubrania Żyda (Dziada), Siorę (czyli Żydówkę). Czasem tańcowali Panna Młoda i Pan Młody, Śmierć czy Kominiarz. Wszyscy zachowywali się bardzo głośno, co miało odgonić złe moce. Jednak główną bohaterką jest tutaj Koza. Bodzie ona dziewczęta, Siora usiłuje ją doić i wtedy Koza przewraca się i udaje, że jest martwą. Żyd lamentuje i próbuję ją ocucić, lecz dopiero gdy gospodyni przynosi poczęstunek, Koza podrywa się z ziemi ku ogólnej uciesze. W tej pozornej śmierci i „zmartwychwstaniu” doszukać się można symbolicznego przejścia od śmierci do życia, od zimy do wiosny. Pobrzmiewają tu również echa dawnych rytów ofiarnych, których kluczowym momentem była śmierć żywego zwierzęcia. Tak. Jednak obecność Kozy przynosiła szczęście. Zapewniała gospodarzom wysokie plony i dostatek na nadchodzący rok. Dlatego „ekipa” musiała zostać wynagrodzona drobnymi kwotami pieniędzy, świeżo upieczonymi pączkami lub innymi specjałami (chrusty, kiełbasa, wódka). Wszystkie te dobra do kosza zbierała Siora albo do worka chował Żyd. Wieczorem zaś  urządzano wspólną zabawę, wykorzystując zebrane „na sianko dla kozy” dary. Orszak dopełniali Cyganie, Muzykanci, w niektórych regionach Kujaw – Niedźwiedź i Zdechlok (czyli Żywy na Umarłym). Postacie miały swoją symbolikę.  U Kozy, oprócz przytwierdzonej na kiju drewnianej koziej głowy obciągniętej króliczym futerkiem nieodzowny element stroju stanowiło białe prześcieradło. Była ona upostaciowaniem sił wegetatywnych, ożywiających zwierzęta, ludzi i ziemię. Bocian, również wyposażony w białą płachtę – to zwiastun wiosny. Postacie kobiece, jak Panna Młoda, czy Siora, to w rzeczywistości byli przebrani mężczyźni, co zawsze wygląda komicznie. Chodzenie za kozą  to była i jest męska rzecz. Obchód rozpoczyna się w Tłusty Czwartek, a trwa aż do wtorku.

Najmłodszy uczestnik korowodu


Debiutanci na włocławskim korowodzie – Koza Słomkowo (gm. Aleksandrów Kujawski)

Najstarsza znana grupa zapustna – Koza Szymborska spod Inowrocławia (Kujawy Zachodnie)

W moim rodzinnym mieście, we Włocławku, organizowany jest przez Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej Korowód Grup Zapustnych. Bezpośrednią inspiracją była tu obserwacja żywych zwyczajów zapustnych w terenie. W 1986 roku odbył się pierwszy przegląd grup zapustnych, jeszcze w zaciszu sal muzealnych. W kolejnych latach zmieniono formułę na korowód, aby dać upust spontaniczności zachowań przebierańców. 19 lutego odbył się XXXII Korowód Grup Zapustnych ulicami Włocławka. Zdjęcia z tego wydarzenia są ilustracją do niniejszego artykułu. W tegorocznej edycji udział wzięły autentyczne grupy zapustne z Kujaw Wschodnich: z Kaniewa, Lubania, Mikanowa i Świętosławia oraz po raz pierwszy ze Słomkowa. Specjalnym gościem korowodu była grupa zapustna z Kujaw Zachodnich – Koza Szymborska, najstarsza znana kujawska grupa zapustna.

Kolejny zwyczaj – wywożenie żeńcowych – przyjęło się obecnie w obrzędzie weselnym i jest spotykane do dziś dnia. Jednak pierwotnie wywożenie młodych mężatek, bo o to w tej zabawie chodzi, dokonywało się właśnie w zapusty. Kilka zamężnych kobiet przystrajało zielenią wóz, półwozie (czyli przód wozu – dwa koła z dyszlem), sanie lub nawet taczki i zajeżdżało przed domy młodych mężatek, każdej z osobna. Wśród śmiechów i żartów kobiety sadzały ją na wóz i obwoziły po całej wsi. Kulminacją wydarzenia było wkupienie się młodej mężatki do grona kobiet zamężnych pieniędzmi albo poczęstunkiem. Zabawa, w której brały udział same kobiety, trwała do północy. W niektórych wsiach mąż musiał wykupić żonę od kobiet. W trakcie zabawy kobiety skakały „na wysoki len”, czyli która wyżej skoczyła, tej len miał być wyższy.

Ostatki kończył tak zwany podkoziołek. To zabawa taneczna i wykupne dziewcząt przed symbolem – podkoziołkiem, która odbywała się we wtorek poprzedzający środę popielcową. Organizowano ją w karczmie albo większej izbie. Zabawa była okazją do wystąpienia wszystkich kawalerów i panien na wydaniu ociągających się z ożenkiem lub zamążpójściem. Dla młodych dziewcząt to zabawa inicjacyjna, włączająca je do kandydatek na żony. W czasie jej trwania tradycyjnie za taniec z chłopcem płaciły kapeli panienki. Od wykupnego pod symboliczną figurką („pod koziełka”) nie mogła się wymówić żadna uczestniczka zabawy. Symbol koziołka przybierał różne formy, np. koziołka  w kapeluszu wyciętego z marchwi, ale i chłopca – naguska („goloka”) wystruganego z brukwi, buraka lub drewna. Mógł to wreszcie być nagusek uszyty ze szmatek. Taką figurkę, która stanowiła symbol męskiej płodności, stawiano na talerzu lub na stole, obok niego zaś talerz na wykupne, czyli datek dla podkoziołka – naguska. Młode panny przez cały rok zbierały drobne monety, by w trakcie zabawy, na znak tancerza, swojego partnera, rzucać je pod figurkę. Muzykanci grali obrzędowe melodie w chwili rzucania przez dziewczynę wykupu. Z reguły był jeden mężczyzna prowadzący taniec wykupny, który z każdą panną musiał choć jeden kawałek przetańczyć. Dziewczynom natomiast zależało na jak największej liczbie tańców. Dlatego rozmieniały pieniądze na drobne, aby można było wrzucać wykup wiele razy. Panny, które miały dużo drobnych monet, wybierały partnerów do tańca według swojego upodobania. Była to jednak transakcja wiązana. Wybrany młodzieniec był zobowiązany do sprawienia jej dyngusu w lany poniedziałek. Jeśli chłopak dotrzymał umowy, był to dla panny znak, że on także jest nią zainteresowany. Zwyczaj był więc doskonałą okazją do kojarzenia nowych małżeńskich par. Dziewczęta wyczekiwały tej zabawy z niecierpliwością. Każda panna musiała do północy przetańczyć choć jeden taniec. O północy, na zakończenie, wieszano pod sufitem śledzia na znak zbliżającego się postu i posypywano się popiołem. W dzisiejszych czasach praktykowane jest urządzanie zabaw we wtorek poprzedzający Popielec. Jak wiemy, zwane są one popularnie śledzikiem. Nie ma już jednak koziołka – naguska, ani wykupu dziewcząt.

Dobrnęliśmy więc do końca karnawału, w którym najbardziej intensywny jest ostatni tydzień. Mam nadzieję, że Państwa domostwa zostały odwiedzone przez KOZĘ lub chociaż uczestniczyliście w barwnym korowodzie. Przed nami kolejna porcja dawnych zwyczajów i obrzędów związanych z Wielkanocą, które postaram się przybliżyć w kolejnym artykule.

 

Tekst i fot. Anna Dykczyńska, KPODR

Opracowano na podstawie:

– Zasoby własnej pamięci

– „Folklor Kujaw”, R. Lange, B. Krzyżaniak, A. Pawlak, Centralny Ośrodek Metodyki Upowszechniania Kultury, Warszawa, 1979

– „Ziemia rodzinna to Kujawy”, W. Szkulmowska, Wojewódzki Ośrodek Kultury, Bydgoszcz, 2006

– „Kujawskie zapusty”, K. Pawłowska, B. Wąsik, Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej we Włocławku, Włocławek, 2014

 

 

 

 

Skip to content