Luty łączył karnawałowe zabawy i swawole z powagą święta liturgicznego Ofiarowanie Pańskie, zwane potocznie Matki Boskiej Gromnicznej. Obrzędy drugiego dnia lutego przypominają o przemijaniu, o chwilach dobrych i trudnych. Dawniej przynoszone do kościoła gromnice towarzyszyły człowiekowi od urodzenia aż do śmierci, czuwając i chroniąc w złym czasie. Ostrożnie niesiono święty ogień w palących się gromnicach do domu, a świecę obdarzano szacunkiem, nigdy nie używano jej do oświetlenia domu.
Jej przeznaczeniem było chronić od pożaru, wichury, gromu, przepędzać złe duchy w chwili śmierci. Przechowywano ją w kufrach i szafach, albo wieszano nad łóżkiem, razem z wielkanocną palmą, by w razie potrzeby po nią sięgać. W maryjne święta uroczyście zapalano gromnice przed obrazem Matki Boskiej, a w czasie nawałnic płonąca gromnica chroniła od nieszczęść. Podczas burzy zapaloną gromnicę stawiano na stole, wokół którego na wspólnej modlitwie zbierali się domownicy, bywało, że ojciec rodziny odczytywał ewangelię św. Jana. Wierzono, że gromnica ma moc uzdrawiającą. Przy bólu gardła trzykrotnie okadzano nią szyję, a bolącą głowę leczono przypalaniem włosów. Z dniem Matki Boskiej Gromnicznej wiązały się też pogodowe przepowiednie, na przykład padający deszcz oznaczał rychłe nadejście wiosny.
Gromnica była nieodzowna przy konaniu. Rozwój cywilizacji zmienił wszystkie dziedziny życia, także śmierć. Dawniej ludzie umierali w domu, w otoczeniu rodziny i sąsiadów, którzy wznosili modły za duszę konającego, któremu wkładano w dłoń płonącą świecę, by odstraszyła złe duchy, złagodziła i skróciła ostatni moment życia. Celebrowano śmierć, ale też chętnie się bawiono, kiedy czas był po temu.
Charakterystyczne kujawskie zwyczaje i obrzędy karnawałowe obecne do dziś to chodzenie z kozą. Od tłustego czwartku do wtorku przed środą popielcową mieszkańcy przebrani za kozę, diabła, niedźwiedzia, śmierć, bociana, parę młodą, żyda, siorę, czyli mężczyznę przebranego za babę, szli w wesołym orszaku przez wieś, odwiedzając domostwa, składając życzenia pomyślności i płatając figle. Koza bodła rogami, bocian skubał dziobem, robili przy tym dużo zamieszania i radosnego rwetesu. Odgrywali też krótkie scenki, jak na przykład dojenie kozy przez babę. Koza przewracała babę, baba niestrudzenie starała się kozę wydoić, a kiedy się to wreszcie udało oblewała wszystkich wodą z wiaderka, do którego doiła kozę. Uciechy było, co niemiara i chętnie nagradzano członków orszaku drobnymi datkami „na sianko dla kozy” oraz jajkami, słoniną, ciastem, pączkami. Poczęstunek pakowała do kosza siora, a kolędnicy zapraszali wszystkich na zabawę do gospody. Na podkoziołkowej zabawie nie mogło zabraknąć panien i kawalerów ociągających się ze zmianą stanu cywilnego. Panny dużo wcześniej zbierały drobne monety, by kupić sobie prawo zatańczenia z wybranym chłopakiem. Na eksponowanym miejscu przed kapelą stał talerz na datki, który dziewczęta ochoczo zapełniały.
Współcześnie na Kujawach kontynuuje się tę barwną tradycję i we wspomnianym czasie można spotkać barwne korowody przebierańców. Kolędnicy nie tylko odwiedzają gospodarstwa, zaczepiają również przechodniów i podróżnych, warto pamiętać, by nagrodzić ich choćby niewielką kwotą. Dawniej wierzono, że wędrówki orszaków przyspieszają nadejście wiosny. Przyspieszają czy nie, zabawa warta jest kontynuowania w kolejnych latach.
W ostatni dzień przed postem organizowano też wywożenie młodych mężatek. Zwyczaj ten polegał na przyjęciu do grona kobiet świeżo poślubionych mężatek. Panie przystrajały wóz chustami, firankami, wstążkami, przebierały się w zabawne stroje i wiozły młode mężatki. Pod groźbą wywrotki zmuszały pasażerki do darowania datków pieniężnych, którymi później płacono w karczmie. Ponadto mężowie byli zobowiązani wykupować żony i w ten sposób pula pieniędzy rosła i w karczmie bawili się wszyscy.
Zapusty kończą czas karnawału, a środa popielcowa rozpoczyna okres 40-dniowego postu, czasu rozmyślań i pokuty. Nie tak łatwo było ludziom wytrwać w powadze, więc potrzeba rozrywki znalazła ujście w zwyczajach półpościa. Mężczyźni rozbijali gliniane garnki wypełnione popiołem o drzwi chat, w których mieszkały panny na wydaniu albo rzucali je pod nogi przechodniom. Gdy ktoś, a zwłaszcza dziewczęta, chciał uniknąć przykrej niespodzianki, mógł się wykupić dając kilka groszy na wódkę.
Tak łączono zabawę i powagę codziennych dni.
Laura Maciejewska
Kujawsko-Pomorski
Ośrodek Doradztwa Rolniczego
Fot. M. Grabczyńska