Zgodnie z zapowiedzią sprzed miesiąca, tym razem przyjrzymy się zwyczajom związanym z czasem wielkanocnym, zarówno tym znanym, jak i mniej znanym. O ile każdy wie, co to dyngus, to już nie wszyscy słyszeli o wybijaniu żuru czy przywoływkach.
Zacznijmy od Niedzieli Palmowej, zwanej też Niedzielą Kwietną lub Wierzbną. Wtedy to ma miejsce obrzęd święcenia palm. Historia palmy sięga zamierzchłych czasów, kiedy w Jerozolimie witano na ulicach Jezusa. Wtedy wykorzystywano do tego celu liście palmowe. W polskiej tradycji z kolei tworzy się kompozycje przy użyciu gałązek wierzbowych („bazie-kotki”) oraz bukszpanu, czyli tych roślin, które dojrzewają o tej porze roku w naszym klimacie. Palma wielkanocna przybiera różne formy w zależności od regionu, w którym powstaje. Na Kujawach było to zazwyczaj kilka lub kilkanaście związanych wstążką gałązek wierzbowych z baziami (czasem także z gałązkami borówki lub trzciny), które gospodyni niosła do kościoła do poświęcenia. Palmy służyły potem do różnych celów, generalnie jednak miały odpędzać „złe moce”: zatykano je za obrazy święte, okadzano nimi krowy przed pierwszym wiosennym wyprowadzeniem na pastwisko, wbijano je na granicy pola jako ochronę przed gradem, zanoszono również na groby w dzień zaduszny. Łykanie bazi zaś miało ustrzec przed chorobami gardła.
W ostatnich latach pojawiły się na Kujawach zwyczaje, których niegdyś tu nie było. Takim jest na przykład przeniesione z innych regionów wykonywanie wielkich palm. Urządzane są wręcz konkursy w parafiach na największą palmę wielkanocną. Te wysokie palmy wyrabiane są tradycyjnie na Kurpiach oraz na południu Polski (okolice Rabki i Myślenic). Palmę kurpiowską wyrabia się z bardzo misternie wykonanych bibułkowych kwiatków. Do ich wyrobu – zgodnie z tradycją – używa się bibuły gładkiej albo karbowanej. Najwyższe palmy, wytwarzane na potrzeby rywalizacji konkursowej, dochodzą do kilkunastu metrów. Zazwyczaj mają one jednak nieco mniejsze rozmiary od półtora do 4 metrów. Palmę kurpiowską twórczynie ludowe często zaczynają robić już zimą, gdyż ze względu na ich rozmiary wymaga to dużego nakładu pracy. Bardzo rozpowszechnione na terenie całego kraju są wyrabiane na masową skalę palmy wileńskie. Są to kolorowe palmy z jaskrawo farbowanych kwiatków, trawek i ziół, które misternie wite w podwileńskich wsiach, sprzedawane były podczas Niedzieli Palmowej przed kościołami Wilna, a także z początkiem marca podczas jarmarku „Kaziuki”. Te charakterystyczne palmy w formie tzw. wałeczków już w latach 30. XX wieku zyskały popularność jako atrybut świąt wielkanocnych nie tylko w Polsce, ale nawet we Francji, dokąd je w dużych ilościach eksportowano. Najprawdziwsze wileńskie palmy to te niewielkie (najwyżej 65 cm wysokości), wite wokół wierzbowego patyczka, z motywem zdobniczym w kształcie spirali czy pasków, z kwiatkami kocanki, krwawnika, tymotki, wiekuistki itp., zakończone wiechą z farbowanej lub naturalnej, szarej trawy mietlicy, zbieranej nad jeziorem Wileńskim. Dobór roślin jest tu nieprzypadkowy, wierzono bowiem, że zapewniają one zdrowie, płodność i siły witalne. Tak więc i tu odnajdujemy symbolikę pogańską, która z czasem zyskuje interpretację chrześcijańską. Dodam tylko, że do posypania głów popiołem w Środę Popielcową, rozpoczynającą okres Wielkiego Postu, używany jest popiół uzyskany ze spalenia palm poświęconych w Niedzielę Palmową poprzedniego roku.
Mało znanym dziś zwyczajem jest wybijanie żuru. Odbywa się ono w Wielki Czwartek. Dlaczego? Tu należy zaczerpnąć trochę wiedzy z dziedziny tradycji kulinarnych. Był to bowiem ostatni dzień gotowania żuru – codziennej potrawy spożywanej na Kujawach, w szczególności w okresie Wielkiego Postu. Zwyczaj ten to symboliczne pożegnanie się z tą codzienną, postną potrawą. Polegał on na oblewaniu żurem drzwi i okien wybranych domów. Dokonywała tego grupa młodzieży męskiej, która w czasie ostatków chodziła „z kozą” (o tym zwyczaju pisaliśmy miesiąc wcześniej). Wybierali te domy, gdzie nie przyjęto ich w czasie tego obchodu. Ponadto powszechnie oblewano drzwi i okna domostw, w których mieszkały młode panny. Najczęściej zamiast żuru używano do tego celu różnych innych nieczystości, takich jak błoto, wapno, brudna woda, mieszanina wody z mąką czy popiołu. Pierwotnie wybijanie żuru odbywało się tak, że rozbijano na progach domów wypełnione nieczystościami garnki gliniane (w zamyśle – żurowniki, czyli te używane do wyrabiania codziennego zakwasu na żur). Słynny etnograf Oskar Kolberg w swoim dziele traktującym o Kujawach pisze: „Na Kujawach zwykle w Wielki Czwartek wybijają żur, to jest: tłuką garnki napełnione popiołem, gnojem, błotem i innemi nieczystościami (niby żurem) o drzwi i okna chałup, a rozbiwszy one, mocno nieraz drzwi i okna popaskudzą.” Z czasem już tylko zamalowywano okna wapnem zmieszanym z gliną, łatwym do zmycia. Był to znak, że post się kończy. Wybijanie żuru zawsze odbywało się w ukryciu, tak aby dziewczęta nie mogły schwytać sprawców. Potem musiały one sprzątać cały poczyniony przez kawalerów bałagan.
A kto z nas słyszał o przywoływkach? Praktykowane były one na terenie całych Kujaw, a także na Pałukach, w wielu wsiach jeszcze w pierwszych latach po II wojnie światowej. W czasach zaboru pruskiego kultywowanie tego obrzędu miało na celu zachowanie tradycji ludowych oraz obronę przed germanizacją. Dzisiaj przywoływki dyngusowe (jest to bowiem wstęp do dyngusu) urządzane są w formie widowiska w dzielnicy Inowrocławia – Szymborzu, która dawniej była oddzielną miejscowością. Przedstawienie organizuje tamtejszy „Klub Kawalerów”, istniejący w formie stowarzyszenia od 1833 roku. Wszystko odbywa się w pierwsze święto wielkanocne, pod wieczór. Młodzi kawalerowie przywoływali wówczas dziewczęta. Wchodzili na drzewo, dach domu lub stodołę i z wysokości wykrzykiwali wierszowanym tekstem ile kubłów wody wyleją na każdą dziewczynę, ile wozów piasku do szorowania i tym podobne… Panienki zaś nasłuchiwały w ukryciu, czy zostaną wywołane i w jakiej formie. Wszystkie one winny być tego dnia wywołane, od pierwszego do ostatniego numeru domu w danej wsi, obojętnie czy ładne, czy „paskudne”. Te mniej lubiane mogły usłyszeć wówczas niepochlebne słowa na swój temat. Jednak jeśli którejś nie wywołano, był to dla niej dyshonor – czuła się ona wyizolowana ze społeczności danej wsi. W połowie XIX wieku uznawano taką dziewczynę za „ciotę” – pomawiano ją, że ma do czynienia z czarami. Wykrzykiwano o wszystkich wadach i zaletach dziewcząt. Chłopcy, którzy już „chodzili” z wybranymi dziewczętami i mieli zamiar się z nimi żenić, opłacali wywołujących chłopaków, aby ci nie wykrzykiwali ich wad. Przy imieniu wywołanej dziewczyny zawsze wymieniano imię chłopca, był to więc również pewien sposób na kojarzenie par. Wymieniony młodzieniec miał obowiązek oblać dziewczynę wodą na drugi dzień rano.
Na koniec kilka słów o śmigusie-dyngusie. Obrzęd ten to zlepek dwóch różnych zwyczajów, a jego geneza sięga pogańskich czasów starosłowiańskich. Według jednej z teorii, słowo śmigus to odmiana staropolskiego wyrażenia śmigać, co oznacza chłostę. Miało ono również, w jednym ze znaczeń, określać zapłodnienie. Przywołuje to inny, dawny zwyczaj, że młode mężatki wychodziły na deszcz, który je śmigał, co miało czynić je bardziej płodnymi. Natomiast pojęcie dyngus najprawdopodobniej wywodzi się z języka niemieckiego od słowa dingen, co znaczy „wykupywać się”. Zygmunt Gloger (historyk, archeolog, etnograf i folklorysta) dostrzegł również podobieństwo do niemieckiego słowa Dünnguss (kałamarz, chlust wody). Dyngusowanie wiązało się ze swego rodzaju kolędowaniem, o czym napiszę poniżej. Sięgając jednak do dalekiej przeszłości doszukamy się, że zwyczaj śmigusa-dyngusa pochodzi z czasów, gdy nasi słowiańscy przodkowie czcili bóstwa przyrody i natury, a w okresie marca i kwietnia organizowali imprezy mające uczcić zwycięską walkę pomiędzy zimą a wiosną. Niewielu wie, że nim chrześcijaństwo zasymilowało ten zwyczaj, podpinając go pod Wielkanoc, były to dwie, zupełnie różne tradycje. Śmigus-dyngus silnie związany był ze słowiańskimi Jarymi Godami, czyli obrzędami mającymi na celu uczczenie nadejścia wiosny. Jedną z tradycji było wówczas, dobrze nam znane, topienie Marzanny symbolizującej zimę. Na Kujawach wstępem do oblewania wodą dziewcząt w Poniedziałek Wielkanocny były, jak pamiętamy, przywoływki. W drugi dzień Świąt Wielkanocnych, od wczesnych godzin rannych, chłopcy oblewali dziewczęta w domu, w obejściu gospodarskim lub na drodze wiejskiej. Lano wiadrami, a nieraz skąpano dziewczynę w stawie. Na drugi dzień dziewczęta oblewały wodą chłopców. W innych regionach, oprócz oblewania wodą, spotykamy się również z tradycją bicia rózgami. Temat przewija się również na Kujawach. Dawniej dotyczył on Wielkiego Piątku. Z samego rana gospodyni podnosiła pierzynę i smagała śpiących jeszcze domowników wierzbowymi lub brzozowymi gałązkami, a nawet jałowcem po nogach mówiąc, że to za „boże rany”. Motyw rózgi i „śmigania” przeszedł również do obrzędowości Poniedziałku Wielkanocnego. Kolędowano wówczas, czyli odwiedzano wszystkie domostwa we wsi, polewano przy tym panny wodą, jak również smagano brzozowymi gałązkami. Od tych atrakcji można było się wykupić (niem. dingen – „wykupywać się”) podarkami w postaci jedzenia i picia. Szczególnie cennym darem były jajka, specjalnie na tę okazję zdobione w wymyślne wzory. Na Kujawach dynguśnikami takimi było zazwyczaj kilku chłopców z biedniejszych domów. Obchodzili oni wieś – kolędowali od domu do domu, w ręku trzymali chorągiewki z papieru lub gałązki brzozowe. Jeden z nich miał koszyk na kolędę. W każdym odwiedzonym obejściu śpiewali tradycyjne pieśni. Dziś teksty i melodie tych utworów prawie całkiem zanikły. Ale zwyczaj dyngusowania od domu do domu jeszcze istnieje w niektórych regionach do dziś. Polewanie wodą zaś to nieodłączny element świąt wielkanocnych praktycznie w każdym regionie naszego kraju.
Mam świadomość, że nie wyczerpałam tematu, a Państwo, Drodzy Czytelnicy, na pewno dopowiedzieliby mi jeszcze sporo szczegółów o tradycjach wielkanocnych w Waszych domach. Przekazujcie je młodszym pokoleniom, aby nie zostały zapomniane! Wszystkim życzę spokojnych, zdrowych oraz tradycyjnych Świąt Wielkiej Nocy.
„Śmigus-Dyngus”, Jan Durkiewicz, Wołuszewo (powiat aleksandrowski), Fot. A. Dykczyńska
Palma wielkanocna kujawska (źródło: q4.pl)
Okno wymalowane wapnem. Fot. muzeum-radom.pl
Anna Dykczyńska, KPODR
Opracowano na podstawie:
– „Folklor Kujaw”, R. Lange, B. Krzyżaniak, A. Pawlak, Centralny Ośrodek Metodyki Upowszechniania Kultury, Warszawa, 197,
– „Ziemia rodzinna to Kujawy”, W. Szkulmowska, Wojewódzki Ośrodek Kultury, Bydgoszcz, 2006,
– https://etnomuzeum.eu/,
– konin.naszemiasto.pl,
– q4.pl,
– naszeszlaki.pl,
– Inowrocław.naszemiasto.pl.